• RiabininCzas przemian i nawrócenia ekologicznego trwa nieustannie. Matka Ziemia i myślenie ekologiczne.
  • cop karuzela
  • cytat
  • encyklika karuzela
  • Boska ziemia
  • encyklika
  • Czas przemian i nawrócenia ekologicznego trwa nieustannie. Matka Ziemia i myślenie ekologiczne.
  • Przemówienie papieża Franciszka do uczestników spotkania „WIARA I NAUKA: W KIERUNKU COP26”
  • Ekologia encykliki Fratelli tutti
  • Zielone Słowa BOSKIEJ ZIEMI.To przewodnik porządkujący wzajemne relacje Kościoła katolickiego z tematyką ochrony przyrody, środowiska, klimatu i ekologii.
  • Ekologia to ważna część nauczania Kościoła – wywiad KAI z o. Stanisławem Jaromi

biblioteka laudatosi jp2 biblioteka laudatosi benedykt xvi biblioteka laudatosi kkwpolscesqr

biblioteka laudatosi dol dzielo stworzenia biblioteka laudatosi dol ochrona srodowiska biblioteka laudatosi dol ekologia integralna biblioteka laudatosi dol encyklika laudatosi

Zalewa nas obfitość przedmiotów robionych masowo, fabrycznie, z materiałów o jakich nic nie wiemy. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że kupując te tanie rzeczy, często niezłej jakości, gubimy pewną mądrość, jaka była z nami od tysiącleci, gubimy związek między materiałami, jakie daje nam ziemia i przyroda a naszym życiem. Giną umiejętności, ginie tysiące sposobów posługiwania się igłą i nitką, szydełkiem, drutami, warsztatem tkackim – pisze w swym kolejnym, przygotowanym dla nas, felietonie Piotr Wojciechowski. Wydaje się, że temat jest idealny w czasie przedświątecznego szału zakupów…

 

    Na początku lata zdarzyło mi się odwiedzić małą wieś na Lubelszczyźnie, w okolicach Lasów Parczewskich – w Hołownie urządzano Święto Krainy Rumianku. Zachwyciłem się tam pomysłowością pań, które rozruszały całą wieś, zrobiły z niej miejsce, w którym żyje się trochę łatwiej – i dużo ciekawiej. Zaraz za dawną szkołą przekształconą w ośrodek kultury jest zagon lnu. Nieco dalej – dół, w którym wydobywa się glinę. Na korytarzach Ośrodka – snopy wikliny. Młodzież miejscowej szkoły nie tylko wie, że ze lnu robi się płótno. Tam można zobaczyć, dotknąć, wziąć udział w każdej fazie tego  procesu znanego  pokoleniom od stuleci – od siania lnu, po kołowrotek i warsztat tkacki. Młodzi ludzie uczą się też, jak z gliny robi się cegły, jak się je formuje, suszy, wypala. Mogą siąść przy kole garncarskim i zrobić kubek, garnek, misę, mogą dowiedzieć się jak się je zdobi. Jak pokrywa się polewą, jak  wypala. Gdy okazało się, że już nikt w gminie nie potrafi wypleść koszyka, zaproszono mistrzów wikliniarskich znad Wisły – niech przyjadą, niech nauczą. Przyjechali – i w pracowni wikliniarskiej pojawiają się coraz zgrabniejsze kobiałki, meble plecione, kuferki, kwietniki.

   Zalewa nas obfitość przedmiotów robionych masowo, fabrycznie, z materiałów o jakich nic nie wiemy. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że kupując te tanie rzeczy, często niezłej jakości, gubimy pewną mądrość, jaka była z nami od tysiącleci, gubimy związek między materiałami, jakie daje nam ziemia i przyroda a naszym życiem. Giną umiejętności, ginie tysiące sposobów posługiwania się igłą i nitką, szydełkiem, drutami, warsztatem tkackim. Czy pamiętamy przynajmniej nazwy wszystkich rzemiosł związanych z obróbką drewna? Byli drwale i tracze, cieśle (po góralsku budarze), dekarze kładący dachy, stolarze, tokarze, rzeźbiarze, snycerze, byli szczytnicy robiący z drewna tarcze, byli bednarze od beczek, szkutnicy od łódek. Wozy robili stelmachowie, ale koła i osie – kołodzieje. Do tego każdy z tych zawodów miał swoje narzędzia, narzędzia zaś, to bogactwo oznaczających je rzeczowników i czasowników oznaczających związane z tymi narzędziami czynności. Mistrzów w miastach zrzeszały cechy, po wsiach otaczała sława.

   Tak więc materiały dawał początek przedmiotom do ich obróbki, ale także z tych samych materiałów pochodzących z ziemi i przyrody wywodziły się całe konstelacje bogactwa języka, powiedzeń – o żelazie, które trzeba kuć, póki gorące, o tym, że nie święci garnki lepią, o tym, że coś płaskie jak stół, równe jak obszył. Igła wychodziła z worka, nożyce dźwięczały na stole, bo ktoś uderzył, a koło fortuny toczył się przez wielki. Księgi cechowe spisywano gęsim piórem dzięki temu noc mogła być czarna jak atrament. A kto pamięta co to są klumpy, kleszczki i kierzynki? Ja nie wiem, ja to znalazłem w prospekcie pewnego skansenu.

   Czujemy, że czas plastykowych śmieci, połyskliwych fabrycznych gadżetów coś nam odbiera. Czyni nasze życie uboższym, pustoszy język, a więc myślenie także. Zaczynamy się bronić. Są fundacje ekologiczne, które coś chcą ocalić – ogrody i ogrodowe rzemiosła ratuje franciszkańska REFA, warszawska fundacja „Ja, Wisła” próbuje odszukać najstarsze wiślane czółna i łodzie, zrekonstruować te, które przetrwały tylko na starych rycinach, na widokach warszawy epoki stanisławowskiej malowanych przez mistrza Canaletto. Mój przyjaciel, Jacek Rochacki, rzeźbiarz i złotnik, od paru dziesiątków lat zajmuje się historią biżuterii, kunsztem tych, co potrafili czynić cuda ze srebra i złota, szlifować i oprawiać kamienie, wyklepywać kielichy i pateny, polerować to, co powinno lśnić, patynować i matowić to, co miało stanowić tło. Tłumaczy najstarsze podręczniki złotnicze, rekonstruuje warsztaty sprzed stu lat. W dobie uprzemysłowionej produkcji tanich broszek, kolczyków, pierścionków od kataryniarza – praca Jacka wydać się może nieszkodliwym dziwactwem. Ale kiedy okazuje się, że trzeba fachowo naprawić muzealnej czy sakralnej wartości przedmiot, czy klejnot – jest ktoś, kto wie. Kto potrafi własnymi placami zrobić tak, jak się to robiło setki lat temu. Wie po jakie narzędzie sięgnąć, pod jakim kątem stuknąć.

   W licznych skansenach można zobaczyć nie tylko sprzęty i narzędzia, jakie wyszły już z użycia, można trafić na pokazy pracy rzemieślników wykonujących ginące zawody, można wziąć udział w pieczeniu chleba – i potem swojego chleba posmakować.

    Dzieci, które tak łatwo uwodzi wirtualny świat, na które czeka tysiąc odmian gier komputerowych, są jednak nadal ciekawe świata realnego, a gdy same mogą coś zrobić. To chyba sprawa najpilniejsza i najszlachetniejsza, pokazać dzieciom, pokazać młodym, że ginąca, rozproszona, ukryta mądrość dawnych rzemiosł jeszcze jest. Sprawić, że zechcą uczyć się tej mądrości, która jest w zrobieniu szalika na drutach, wyrzeźbieniu drewnianej łyżki, naprawie kaflowego pieca. Ta mądrość. pokrewna siłom ziemi, tajemnicom drzew i kamieni, zakorzenia nas na planecie, buduje solidarność między nami, a pokoleniami ojców i dziadów.

Piotr Wojciechowski