Bochen źle podzielony-1

                                                                    Flickr.com/CC/Simon Oosterman

Jesień, pora gromadzenia zasobów, stawiania na półkach weków z kompotami, słoików powideł. Nie poślemy ich ani  do Somali ani do obozów uchodźców z Syrii. Ale to jest też czas, aby o głodzie i niedostatku więcej rozmawiać, czytać, myśleć, aby czuć się odpowiedzialnym za to, że bochen światowego chleba źle jest podzielony. Błogosławiony Jan Paweł II zostawił nam nakaz „wyobraźni miłosierdzia”. A Papież Franciszek tęskni, abyśmy byli „dla ubogich.”

 Słucham raportów o głodzie na świecie i za chwilę myślę o czym innym. Myślę z bólem o tych nauczycielkach i nauczycielach, którzy co roku tracą pracę, tej jesieni jest ich szczególnie wielu – ponad siedem i pół tysiąca pedagogów nie wróci do szkół. Ubywa dzieci – to stale podaje się jako powód tych drastycznych redukcji. Zapaść demograficzna jest faktem niepodważalnym. Jednocześnie jednak trwają zmiany w szkolnictwie prowadzące do zamykania małych szkół, do likwidowania klas o małej liczbie uczniów. Budżet zmniejsza dotacje dla samorządów, samorządy znajdują możliwości oszczędzania w cięciach w szkolnictwie.  To oczywiste, że te zamiany zaszkodzą – szkoła, więź między nauczycielem a uczniem, formowanie umysłowe i duchowe młodych, to wszystko delikatne sprawy, część z nich ukrywa się w głębi serc. Gdy w tę przestrzeń wkraczają rządy pieniądza, dzieje się źle. Nic przecież nie gwarantuje, że w zawodzie pozostaną ci najcenniejsi, już wiadomo, że w wielu wypadkach redukuje się osoby o dużym doświadczeniu, kochane przez dzieci, pełne pomysłów i inicjatyw. W zbyt licznych klasach wyniki nauczania muszą się pogorszyć.Tegoroczny.. - P. Wojciechowski

   Nie piszę tego, aby biadać. Tam, gdzie rodzice potrafią stworzyć wokół szkoły sieć ratowniczych działań, część negatywnych zmian udaje się powstrzymać. Myślę jednak, że warto pomyśleć, co stanie się z wiedzą, dynamizmem, powołaniem, doświadczeniem, życiową drogą tych tysięcy redukowanych nauczycieli. Jak potrafią im pomóc rodziny, środowiska przyjaciół, parafie? Ich odejście ze szkół to wyrwa w strukturach formującego się dopiero u nas społeczeństwa obywatelskiego, a nie zapominam, że wiele z likwidowanych szkół, to były ostatnie przyczółki kultury w małych miejscowościach, gdzie ani biblioteki, ani księgarni nie znajdziesz. Przecież w tych tysiącach życiorysów wytrąconych z szyn administracyjnymi decyzjami tkwi pozytywny potencjał. Nie zmarnuje się, jeśli środowiska, organizacje, fundacje, potrafią otworzyć się, dać pracę. Pisałem już o kruchości, niepełności naszych więzi społecznych. Niszczy je propaganda egoistycznej konsumpcji, nakaz konkurencji rynkowej, szkodzą im podziały, podejrzliwość, nieufność. Czy te tysiące zwolnionych ze szkół przez swoją frustrację i bezczynność osłabią jeszcze nasz kapitał społeczny? Czy może stanie się cud i trafią ze swoją aktywnością i umiejętnościami w miejsca, które na nich czekały – organizatorów  lokalnej turystyki, pomocy rodzinom patologicznym, amatorskiego ruchu artystycznego, ekologicznej edukacji mieszkańców? A może potrafimy pojąć, że tych ludzi, których wyrzuca z pracy niż demograficzny, zaangażować trzeba właśnie w sprawę niżu demograficznego. Skoro polskich dzieci jest i jakiś czas będzie za mało, z wyjątkową troską trzeba dbać o  wychowanie, wykształcenie i zdrowie każdego dziecka. Także o to, aby wspomóc rodziny decydujące się na dzieci.

   Braknie  pieniędzy? Ależ kłamstwo! Braknie nam roztropności. Jeśli samorządy nie potrafią dbać o sprawy edukacji i ekologii, to znaczy, że źle wybieramy samorządy – my wyborcy, my, obywatele. Spartaczyliśmy sprawę, naprawiajmy, nikt za nas nie naprawi.

  No i co tu możemy.. - P. Wojciechowski I tu czym prędzej wracam do sprawy głodu, bo nie wolno, aby nasze sumienia o niej zapomniały. Tegoroczny raport FAO, ONZ-owskiej Agencji do spraw Żywności podaje liczby 870 milionów ludzi głoduje, dwa miliardy stale niedojada, jedna czwarta dzieci cierpi na spowodowaną głodem krzywicę. Te liczby są obezwładniające. Tym bardziej, że pierwszy raz FAO włączyło w swój raport dane dotyczące światowego zasięgu otyłości i nadwagi.

  No i co my tu możemy zrobić? Tu, w Polsce, w naszych domowych gospodarstwach, w naszym umiarkowanym dostatku? Mam dwie kromki na talerzu –wystarczy mi jedna, do kogo iść z tą drugą?

    Mówi się, że musi być głód, bo jest za dużo ludzi na świecie. Ależ kłamstwo! Aktualne możliwości produkcji żywności przekraczają potrzeby ze sporym zapasem. Mówi się, że musi być głód, bo brak jest pieniędzy na wyżywienie wszystkich. Ależ kłamstwo! Ułamek pieniędzy wydawanych na armie i zbrojenia nakarmiłby wszystkich. Podobnie – wystarczyłoby przeznaczyć na jedzenie to, co bywa wydawane na alkohol i wyroby tytoniowe. Prawda jest taka, że cenami żywności  grają globalni spekulanci, żywność bywa narzędziem politycznego szantażu. Problemem są kwestie systemu, procedur, organizacji, polityki. A przede wszystkim – kwestie kultury i moralności.

    Moralizowaniem nikogo nie nakarmi, to fakt. Ale nie można spodziewać się, że zależni od wielkich organizacji finansowych i korporacji politycy dokonają przełomu w świecie procedur i systemu, jeśli nie poczują nacisku społeczeństw, opinii publicznej, jeśli nie urosną w liczebność niewielkie grupki społeczników zaangażowanych w  organizacje świadczące pomoc, takie jak Caritas czy Polska Akcja Humanitarna. I znowu trzeba pomyśleć o swoim lokalnym działaniu, swoich osobistych decyzjach, swoich rodzinnych pieniądzach. Wrócić do nauczycieli uczących w naszych szkołach i tych, których wywalono. Jak zrobić z nich konstruktorów tkanki społecznej wrażliwej na głód i krzywdę? Jak tym usuniętym dać zarobić na życie pracą na rzecz społeczeństwa obywatelskiego harmonizującą troskę o ludzi z troską o ich małą ojczyznę, o planetę?

Piotr Wojciechowski