Na posiedzeniu Podhalańskiej Akademii Wiedzy w Białym Dunajcu dano mi świeżo wydaną książkę. Napiszę coś o niej, chociaż trudno mi ją polecić Czytelniczkom – rzecz w niewielkim nakładzie wydana, w księgarniach się jej nie dostanie. Książka to osobliwa już choćby przez to, że na okładce czytam – Wojciech Kamiński „Wspomnienia” a na wewnętrznej stronie tytułowej „Pamiętniki”. Autor nie był literatem, był góralem, gazdowskim synem z Szaflar, skończył ledwie cztery klasy wiejskiej szkoły. Pamiętniki przedstawiają go jako człowieka nadzwyczajnego – bystrego, twardego, sprawiedliwego i pobożnego. Opisał szczegółowo swoje wojowanie podczas pierwszej wojny światowej. Dociera do nas głos sprzed stu lat – obraz wojny widzianej oczami prostego żołnierza pełniącego wyjątkową służbę – Kamiński w armii austriackiej prowadzi konny wóz ratunkowy – wozi rannych z pola bitwy do polowych szpitali. Widzi świat od strony śmierci, bólu, męki ludzi zostawionych na polu bitwy, od strony zniszczeń, głodu, poniewierki. Pisze o tym rzeczowo, zwięźle,  ale wcale nie obojętnie. Ta część wspomnień zamyka się datą odzyskania niepodległości 11 listopada 1918 roku. Druga część zapisu dotyczy drugiej wojny światowej, napisał ją już nie młody żołnierz, ale człowiek dorosły, odpowiedzialny, zmuszony do najtrudniejszych decyzji i nieustannego ryzyka. Wojciech Kamiński został wójtem gminy Szaflary w 1927 roku i był nim aż do aresztowania w 1945 roku.  Niemcy zmusili go do pełnienia  obowiązków wójta, mimo że wymawiał się nieznajomością języka niemieckiego. Musiał prowadzić skomplikowaną politykę chroniąc wieś przed represjami, rekwizycjami, wywózkami, nadmiernym obciążeniem obowiązkową dostawą kontygentów – a wszystko to w warunkach obecności grup partyzanckich, panoszącego się ruchu zdrajców z „Gorallenvolku”, bandytyzmu bezkarnych volksdeutschów i zwyczajnego głodu. Wejście wojsk sowieckich, i budowanej przez nich nowej komunistycznej władzy przyniosło nowe cierpienia, straty i zagrożenia. Wszystko to zostało przez Kamińskiego opisane uczciwie i spokojnie, bez akcentowania swojej osoby czy zasług. Okazał się dobrym dyplomatą, miał sporo szczęścia, wsparcie ze strony rodziny i większości wsi – przeżył, wrócił do pracy w swoim gospodarstwie i do pracy społecznej – do budowy spółdzielczości mleczarskiej. Zdjęcia z rodzinnego archiwum pokazują drogę życia – od hardego młodzieńca w austriackim mundurze, przez ślub z niespełna siedemnastoletnią sierotą, aż po obchodzone w licznym gronie dzieci i wnuków Diamentowe Gody w 1972 roku.

Co ma wspólnego z problematyką ekologiczną ta książka i jej autora? Kiedy czytałem wspomnienia wójta Kamińskiego (wydane zresztą przez wspólnie przez  jego rodzinę i urząd gminy Szaflary) myślałem, że stanowią one piękny dowód na to, jak bardzo naturalnym środowiskiem człowieka są wspólnoty, do jakich on należy. Nie wspólnota – a liczne wspólnoty właśnie. Człowiek jest zwierzęciem stadnym, niezależnie od tego, czy prowadzi życie wędrowne czy osiadłe. Zwierzę jednak należy do stada – i koniec. Ludzie należą do wielu grup jednocześnie. Ktoś może należeć do parafii, do swojej rodziny, do Komitetu Rodzicielskiego, klubu żeglarskiego i do nieformalnej grupy przyjaciół z ławy szkolnej. Wojak Kamiński należy do służb medycznych Krakowskiej 12 dywizji piechoty, jest solidarny z Austriakami, Czechami i Słoweńcami, żołnierzami ze swojej „kolumny” – ale gdy tylko gdzieś usłyszy podhalańską gwarę, czy góralską nutę – pędzi. Oto notatka z 22 września 1914 roku: „Stoimy dalej w tym samym miejscu. Deszcz pada nieustannie i bardzo nam dokucza. W dali słychać ciężkie strzały. Koło południa ujrzałem na drodze kilku przechodzących górali. Pobiegłem w ich kierunku i znalazłem cały obóz. Spotkałem tu swoich szaflarzanów, między nimi Staszka Gałdyna. Bardzośmy się wszyscy ucieszyli, żeśmy się tak spotkali.”    To głęboko poruszające, jak wśród morderczych walk, pożarów, zniszczeń, głodu i zmęczenia ten woźnica od skrwawionej furmanki ciągle liczy – czy daleko od Podhala, ciągle przepytuje – gdzie tu nasi, chłopcy od gór. To budzi zdziwienie i zachwyt, jak do żołnierza na pierwszej linii, w ostrzeliwanych okopach nagle dociera ojciec i młodziutka żona. Szli pieszo dziesiątki kilometrów, zbyt biedni, aby mu przynieść cokolwiek – ot, chcieli się zobaczyć. A potem młodszy  osiemnastoletni brat właśnie powołany do wojska przedziera się, szuka kolumny furmanek sanitarnych, naraża na zatrzymanie przez żandarmerię, bo chce parę słów zamienić z bratem.

Po drugiej wojnie uwięziony w więzieniu UB w Nowym Targu wójt Kamiński przeżywa swój los jako spotkanie w celi ze swoimi – z Szaflar, Gronkowa, Maruszyny. Myślę, jak współcześnie łatwo poddajemy się wykorzenieniu z naturalnych wspólnot, dajemy się za to przypisać do „segmentów rynku”. Myślę jak nieskończenie daleko „wspólnocie mieszkaniowej” dwunastopiętrowego wielkomiejskiego bloku do sąsiedzkiej wspólnoty góralskiej wsi złączonej stuleciami wspólnego gospodarowania, siecią kuzynów i chrzestnych, uczestnictwem w odpustach, redykach, procesjach, naradach nad sprawami  spółdzielni mleczarskiej, chodników i wodociągów.

Ludzkim środowiskiem jest więc i wspólnota i wielość wspólnot. Ludzkim losem jest nie tylko to, że wspólnota go chroni, a on ma na rzecz wspólnoty liczne obowiązki. Los człowieka to przeżywanie konfliktów, czasem dramatycznych konfliktów sumienia, między obowiązkami, jakie wynikają z wielu przynależności. Bo to nie zawsze jest tak błahe, jak zebranie fiIatelistów i wywiadówka Jasia o tej samej godzinie. Myślę, że od wójta Kamińskiego  można by się uczyć,  jak wybierać wspólnoty, do których warto na całe życie przylgnąć, jak rozumnie  godzić to, co Bogu, co cesarzowi Franciszkowi Józefowi, co rodzinie, co gminie i swoim z Szaflar, co górom. Myślę sobie o wielu świętych, którzy opuszczali wspólnoty rodzinne, środowiskowe, klanowe, aby usłuchać głosu powołania. Błogosławiony Edmund Bojanowski musiał łamać nawyki życiowe wielkopolskiego ziemiaństwa, Święty Stanisław Kostka musiał uciekać ze swojej szlacheckiej rodziny, Święty Franciszek dramatycznie zrywał z rodziną ojca - bogatego kupca. Przedtem jednak należeli, uczestniczyli, pozwalali się formować.

Piotr Wojciechowski
ekologia l swietotsworzenia.pl

cc-wspolnota-640x427px

Fot. Symbol idei wspólnoty (ang. community) na moście Community Bridge we Frederick (St. Zjednoczone). Flickr/CC BY-SA 2.0/aut. Jeff Kubina