Czy chrześcijanie mają do odegrania szczególną rolę w obliczu konfliktów społecznych i ekologicznych? Odpowiedź uczestników ankiety REFA brzmi: zdecydowanie TAK! Nie jest jednak oczywiste, jak miałaby ona wyglądać. Większość respondentów podkreśla, że chrześcijanie są odpowiedzialni za ochronę stworzenia w sposób szczególny: wynika to z wiary w Boga-Stworzyciela, który powierzył ludziom opiekę nad światem godnym podziwu. Jak zauważa Jacek Bartmiński: „Nauczanie Kościoła, m.in. niedawna encyklika Laudato si’ papieża Franciszka, nie pozostawiają przecież żadnych wątpliwości. Ziemia i jej zasoby są dziełem Stwórcy. Zaś «Życie powołaniem, by być obrońcami dzieła Bożego, jest istotną częścią życia uczciwego, nie zaś czymś opcjonalnym...» (Laudato si’ 217)”.

Ochrona przyrody jako obowiązek i odpowiedzialność chrześcijanina

Ankietowani w pierwszym rzędzie zwracają uwagę na powołanie chrześcijan do oddawania chwały Panu – także w Jego stworzeniu. „Cała przyroda ma Boskie pochodzenie i z tej racji jest świętą” – podkreśla Ryszard Kowalski. „Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której katolik podnosi rękę na najpiękniejsze fragmenty czy obiekty Boskiego Stworzenia, a takimi są przecież rezerwaty, parki narodowe i wiele innych obszarów przyrodniczo cennych, ustanowionych jako formy ochrony przyrody w polskim prawie. Katolik powinien być obrońcą przyrody, a jeśli nim nie jest, to nie jest [prawdziwym] katolikiem”. „Rozumienie znaczenia Stworzenia, wyrażone w encyklice Laudato si' – dodaje AGB – ukazuje, że każde ze stworzeń oddaje swym istnieniem chwałę Bogu, swojemu Stworzycielowi (LS 69). Śmierć stworzeń czy wyginięcie gatunku, oszpecenie i zdewastowanie krajobrazu, krzywda stworzeń – odzierają Boga z należnej mu chwały!”. Należy ciągle przypominać i akcentować prawdę o tym, że człowiek wcale nie jest panem stworzenia, że jest winien wdzięczność Bogu za wszystkie otrzymane dary i że jest odpowiedzialny za gospodarowanie nimi.

Alicja Kruszelnicka argumentuje, że tak, jak „Chrześcijanin nie może być obojętny w sprawach wiary, tak też, nie może być obojętności, ignorancji czy też akceptowania działań szkodliwych dla miejsc przyrodniczo cennych oraz zasobów naturalnych, często związanych z siedliskami gatunków chronionych”. Krystyna Matecka-Ryngier upatruje rolę chrześcijan w ochronie stworzenia „w przekonaniu, że piękno i bogactwo przyrody mówi nam o wielkości i miłości Stwórcy. Chrześcijanin […] powinien o tym otwarcie i odważnie mówić oraz wspierać inicjatywy mające na celu ochronę przyrody i tworzenie parków narodowych”. Z kolei AGB przypomina, że „Chrześcijanie wnoszą w dyskusję o zasobach naturalnych zupełnie podstawową perspektywę sprawiedliwości społecznej, która pozwala na zobiektywizowanie potrzeb stron konfliktu, z uwzględnieniem interesów przyszłych pokoleń. Nie zgadza się ona na okradanie, wykorzystywanie, krzywdzenie słabszych czy ubogich. […] Chrześcijański punkt widzenia poszerza spojrzenie na sposób postępowania z miejscami cennymi przyrodniczo i gatunkami chronionymi. Pokazuje, że perspektywa ekonomiczna jest bardzo prymitywna i wielokrotnie z gruntu fałszywa w spojrzeniu na kwestie cennych przyrodniczo zasobów. Przypomina, że są wartości cenniejsze, ważniejsze niż te wyceniane w kategoriach pieniądza, takie jak piękno, dobro i prawda. Wskazuje na znaczenie piękna przyrody w rozpoznawaniu jej Stworzyciela i w rozwoju osobowym człowieka. Wreszcie, ukazuje rzeczywistość jako sferę objawiania się sacrum. Przyroda nie ma wyłącznie wartości utylitarnej dla człowieka i w każdej sytuacji musi ustąpić przed jego wygodą czy często wybujałymi, luksusowymi potrzebami”.

Ankietowani zwracają uwagę na duży potencjał chrześcijaństwa w zakresie kształtowania postaw wobec stworzenia. Katarzyna Bańkowska przypomina, że „Chrześcijaństwo (bez względu na jego odłamy) jest najliczniejszą religią na świecie”. Dzięki temu ma możliwość dotarcia do bardzo szerokiego grona słuchaczy, którym powinny „przyświecać idee miłości”, „miłosierdzia” i „porozumienia”. Co więcej, „Apostolstwo chrześcijan może być również drogą do uczynienia ludzkich postaw bardziej przyjaznymi dla środowiska przyrodniczego”.

Niestety, znaczna część katolików nie chce, a może nie potrafi zaakceptować ludzkiej odpowiedzialności za przyrodę w powyższym rozumieniu. Anna Kłodzińska-Oleksy zauważa, że „chrześcijanin powinien […] naturalnie cechować się właściwą postawą przejawiającą się troską wobec drugiego człowieka, jak i natury. Jesteśmy jednak jako ludzie słabi, grzeszni… ostatnie lata były również czasem nieograniczonej konsumpcji, bez względu na koszty, jakie ponosiła nadmiernie eksploatowana ziemia, jak i człowiek, szczególnie ten, który nie miał dość słyszalnego głosu, czyli głównie ubogi, wykluczony. […] Papież Franciszek zachęca nas do nawrócenia ekologicznego, aby przywrócić w nas tę wrażliwość, pokazuje optykę «mniej znaczy więcej»”. Dalej dodaje: „Perspektywa chrześcijańska oparta na wrażliwości i modlitwie jest tym, czym możemy dzielić się z innymi” i przytacza słowa papieża Franciszka: „Musimy ponownie odczuć, że potrzebujemy siebie nawzajem, że jesteśmy odpowiedzialni za innych i za świat, że warto być dobrym i uczciwym. Zbyt długo pozostawaliśmy w stanie degradacji moralnej, drwiąc z etyki, dobroci, wierności, uczciwości. Nadeszła chwila, by uznać, że ta radosna powierzchowność na niewiele się nam zdała. To zniszczenie wszelkich podstaw życia społecznego prowadzi do wzajemnej konfrontacji w imię obrony swoich interesów. Powoduje pojawienie się nowych form przemocy i okrucieństwa oraz uniemożliwia rozwój prawdziwej kultury troski o środowisko naturalne” (Laudato si’ 229).

Kolejne wypowiedzi naświetlają coraz to inne aspekty chrześcijańskiej odpowiedzialności za przyrodę. Józef Radwan zwraca uwagę na fakt, że „Gatunki chronione, czy miejsca przyrodniczo cenne to nasze dziedzictwo przyrodnicze. Myśmy te dobra otrzymali od naszych przodków i naszym posłannictwem i zadaniem jest je zachować dla przyszłych pokoleń. Jako chrześcijanie mamy ku temu tym większe zadanie, gdyż jesteśmy «dziećmi Stworzyciela». Ta rzeczywistość jest dla chrześcijanina wielką godnością, ale też odpowiedzialnością”. Sławomir Brzózek zauważa, że ochrona miejsc cennych przyrodniczo jest „wyrazem troski i odpowiedzialności obywatelskiej («dobry» chrześcijanin powinien być troskliwym i odpowiedzialnym obywatelem), i dojrzałości formowanej zrozumieniem wartości życia w każdej formie, i troski o dzieło boskiego stworzenia”.

Rafał Kurczewski dostrzega „bardzo dużą rolę chrześcijan w szerzeniu idei ochrony przyrody”. Wyraża też pragnienie, „żeby chrześcijanie byli właśnie tymi ludźmi, którzy potrafią rozumieć, że nie każdy kwiat czy grzyb trzeba zerwać, że nie podchodzi się do gniazda ptaka, który wychowuje młode, żeby zrobić super zdjęcie, że nie w każdym jeziorze musimy pływać, że są takie miejsca, w których przyroda musi mieć święty spokój, co oznacza, że nie tylko świadomie dajemy jej to prawo, ale troszczymy się o nią, bronimy ją przed nami samymi”. Postuluje: „Musimy uświadamiać innym, że to my jesteśmy odpowiedzialni za Ziemię” oraz dodaje, że powinniśmy uświadomić „sobie, że bez wielkiej sieci powiązań nie przetrwamy, że w zasadzie jesteśmy ostatnim ogniwem każdego z łańcuchów, więc niszczenie Ziemi, wyniszczanie kolejnych gatunków, to nic innego jak samobójstwo”.

Bartłomiej Knosala powołuje się natomiast na myśl Thomasa Berry’ego, katolickiego ekoteologa, według którego istnieje bliskie powiązanie między przyrodą a wyobraźnią religijną. Oznacza to m.in., że „Kiedy zniszczymy przyrodę, zniszczymy podstawę naszej religijnej wyobraźni” oraz że najwyraźniej „Zapomnieliśmy, że objawienie odnalezione w przyrodzie i wszechświecie jest pierwotnym boskim objawieniem”. Pojawia się więc postulat, aby chrześcijańskie koncentrowanie się na osobistym zbawieniu ustąpiło holistycznemu rozumieniu zbawienia jako odkupienia całego stworzenia w Jezusie Chrystusie.

Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój…

Respondenci wskazują także na inną ważną rolę, jaką mają do spełnienia chrześcijanie. Chrześcijanin to ten, który „łagodzi konflikt, dąży do jego rozwiązania, a wręcz do zażegnania, przeciwdziała powstawaniu konfliktu” – jak to ujmuje Sławomir Brzózek, powołując się na Jezusowe kazanie na górze.

Krzysztof Mączkowski pisze o chrześcijańskiej misji „godzenia i przerzucania pomostów pomiędzy środowiskami” i dzieli się refleksją, że „we współczesnym świecie brakuje peacemakerów, którzy będą znajdowali sens w godzeniu ludzi i środowisk i wskazywaniu – niekiedy wbrew nieprzychylnym żywiołom dookoła – wspólnoty drogi i wspólnego celu”. Zauważa również, że „przesłanie św. Franciszka i idee Laudato si’ są na tyle uniwersalne, że «swą prawdę» mogą w nich znaleźć ludzie różnych idei, a którym szczerze na sercu leży dobro środowiska”. Niezmiernie ważne jest również, aby chrześcijanie nie byli tymi, którzy „wszczynają nowe pola konfliktów”, aby nie powstawało „niebezpieczne wrażenie, że Kościół jest niszczycielem rodzimej przyrody”.

Krzysztof Kamiński sugeruje, że taką „rolę pojednawczą mogą odegrać dobrze przygotowani mediatorzy odrzucający wszystkie formy kłótni, udowadniający swoje racje przy pomocy argumentów – m.in. wynikających z chrześcijańskiego punktu widzenia na ochronę przyrody. Chrześcijańskie podejście to szukanie pojednania, wspólnych kryteriów dotyczących ekologii, znajdowanie racji u przeciwników, wyciąganie ręki do tych, którzy mają nawet zupełnie inne zdanie. Odrzucenie wszelkich form agresji, nawet w przypadku obrażania przez stronę przeciwną. «Zło dobrem zwyciężaj»”.

Podobny pogląd prezentuje Maciej Sibiński, według którego chrześcijanie powinni być tymi, którzy „aktywnie starają się rozwiązać takie konflikty i reagować tak, aby uniknąć przemocy i narastania nienawiści”. Zastanawia się on także „nad rodzajem chrześcijańskiego ekopatrolu”, który rozwiązywałby problemy, takie jak „konflikty lokalnej społeczności z samorządami i ekologami, np. przy realizacji inwestycji infrastrukturalnych”. Wskazuje ponadto, że „Kościół ma duży autorytet, który mógłby tu wykorzystać i będąc stroną neutralną rozwiązywać tego typu spory”.

Również MPZ podkreśla, że „konflikty powinno rozwiązywać się na drodze dialogu i zrozumienia. Cenne siedliska podlegają bezsprzecznie ochronie, dlatego trzeba dążyć do tego, by uzmysławiać i pokazywać, że są to rzeczy cenne nie tylko dla nas, ale również dla przyszłych pokoleń. Chrześcijanie powinni być uparci i zgodnie ze swoją wiarą walczyć o braci mniejszych i ochronę bioróżnorodności”.

Także Mariusz Zatylny pisze o roli chrześcijan „w służbie pojednaniu i przykładnej postawie miłosierdzia” i zwraca uwagę na „bardzo istotny element, jakim jest świadectwo życia kontemplatywnego, widzącego głębszą wartość wszystkiego niż pozornie się wydaje”.

Chrześcijański ekolog w akcji

Respondenci są zdania, że chrześcijanie powinni angażować się w ochronę przyrody i rozwiązywanie konfliktów interesów powstających na tym podłożu. W jaki sposób? „Musi to być zaangażowanie aktywne, z aktywnym głosem protestu, gdy dzieje się coś złego lub też z aktywnym głosem wsparcia dla korzystnych rozwiązań” – postuluje Krzysztof Mączkowski. Kolejni ankietowani wymieniają konkretne propozycje. Otóż chrześcijanie przede wszystkim powinni „odkłamać źle rozumiane słowa «czyńcie ją sobie poddaną», które są często wykorzystywane przez samych chrześcijan, dla usprawiedliwienia swoich niecnych, niezgodnych z naszą wiarą działań” (Michał Paweł Bijata). Powinni „stać po stronie przyrody, dołączyć do protestów i opowiadać o «pięknie stworzenia»” (Patryk Białas), „swoim postępowaniem dawać przykład jak szanować przyrodę oraz uczyć tego swoich bliskich, a szczególnie dzieci” (Krystyna Matecka-Ryngier), „swoim językiem, aktywnie włączać się w ochronę dóbr [przyrodniczych], także w konkretne działania wszelkich osób czy organizacji, o ile tylko to konkretne działanie nie stoi w sprzeczności z wiarą […], świadczyć o wartości przyrody, okazywać nią zachwyt i znaleźć dobry, mądry sposób na ukazanie perspektywy wiary jako źródła i celu przyjętej postawy” (Michał Lewicki).

Dla Krzysztofa Mączkowskiego najważniejszymi rolami „zielonego chrześcijaństwa” są: „przypominanie o Dziele Stworzenia”, „brak zgody na niszczenie środowiska” i „uwrażliwianie na potrzebę ochrony środowiska”, a także „działanie na rzecz wrażliwości decydentów”. Dostrzega on ponadto konieczność „ukształtowania pewnego rodzaju duchowości proekologicznej, a także wzbudzenia uczucia do przyrody”. Pisze: „Gdy ludzie wierzący uświadomią sobie (przypomną sobie), że Ziemia to dzieło Stwórcy, które trzeba szanować, bo niszczenie przyrody jest – jak ujął to jeden z chrześcijańskich myślicieli – niszczeniem śladów, jakie w dziele stworzenia Bóg zostawił na drodze prowadzącej do siebie […]; gdy ludzie pokochają «swoje» jezioro, «swój» las i «swoją» łąkę – wówczas będziemy w stanie wykrzesać nowy impuls dla ekologii. Ludzie szanujący świętość życia – również tego rodzącego się w naturze – z większą uważnością będą spoglądać na swoją obecność na Ziemi, bardziej jej przyjazną. Ludzie, którzy pokochają «swój» fragment natury, będą z większym zapałem – z korzyścią dla społeczności lokalnej – go chronić, bo nikt nie niszczy tego, co kocha”.

Z kolei Agnieszka Gałuszka zauważa, że „pokora chrześcijańska i rezygnacja z nadmiaru dóbr materialnych są przeciwieństwem podejścia roszczeniowego względem przyrody i jej zasobów. Niestety, to ostatnie jest dominujące w społeczeństwie. Nie sądzę, aby udało się przekonać zwolenników tego podejścia do zmiany sposobu myślenia. Jedyne, co może przynieść skutek, to konsekwentne dawanie dobrego przykładu swoim życiem”.

Wśród głosów pojawia się także arcyważny temat edukacji środowiskowej. Szerzej wypowiadają się na ten temat Ryszard Kowalski i Krzysztof Mączkowski. „Niestety od wielu lat umniejsza się rangę przedmiotów przyrodniczych w polskich szkołach, nauczanie jest oderwane od rzeczywistości, a więc odbywa się w salach lekcyjnych i jest przeteoretyzowane, zaniedbano terenowe formy kształcenia, ogrody dydaktyczne, zrezygnowano z przyrodniczych obserwacji, zastępując ją tablicą i kredą” – ubolewa Ryszard Kowalski. Wyraża on również opinię (wielokrotnie pojawiającą się w wypowiedziach ankietowanych), że „miłość do przyrody i prośrodowiskową aktywność powinno się zaszczepiać także na lekcjach religii, wspomagając w ten sposób wysiłki nauczycieli przyrodników”. Dodaje: „Taka współpraca wydaje mi się konieczna, aby kształtować prośrodowiskowe i przyrodnicze postawy, a także rozwijać wrażliwość estetyczną. To jest bardzo ważne, bo przecież nauczyliśmy się już żyć w tragicznie zaśmieconej przyrodzie, zatrutej, zeszpeconej wszelakimi śmieciami: szklane, plastikowe, papierowe i inne. Ba, zaśmiecony jest także krajobraz architektoniczny wielkopowierzchniowymi reklamami dominującymi nad elementami naturalnej przyrody i wielu z nas nie zwraca na to uwagi”. Warto zacytować też refleksję Ryszarda Kowalskiego na temat stosunku dużej części społeczeństwa polskiego do drzew: „Wspomnę jeszcze o niezrozumiałej dla mnie dendrofobii, jaka ogarnęła nasze społeczeństwo. Rzeź drzew w drogowych pasach, alei przydrożnych, w miastach, na cmentarzach. Szczególnie boleję nad ogołoceniem z drzew wielu cmentarzy. Przecież drzewa symbolizują życie na terenie powszechnie kojarzonym ze śmiercią. […] O ile wiem, to przecież Boski Eden był pełen drzew! Dlaczego więc katolikom przeszkadzają drzewa???”. To zresztą dość symptomatyczna postawa wielu polskich katolików, którzy reprezentują podejście wręcz antyekologiczne i wykazują się brakiem wrażliwości oraz przewidywań w zakresie relacji człowieka z innymi elementami przyrody, w której żyją…

W podobnym tonie wypowiada się Krzysztof Mączkowski: „gdy spogląda się dziś na dzikie wysypiska śmieci w lasach, gdy słyszy się o świadomym zatruwaniu rzek i jezior, gdy widzi się rosnącą skalę zanieczyszczeń powietrza z powodu «niskiej emisji», to widać, że coś zostało przegapione. I nie wiadomo, czy chodzi o złą metodykę, nietrafione treści, czy niestosowne narzędzia. Jeśli dodamy do tego pogardliwe stwierdzenia – pojawiające się w debacie publicznej – o ochronie «żabek, pajączków i ptaszków», to widać, że doszliśmy do pewnego muru, którego nie możemy przeskoczyć. I bez względu na to, ile jeszcze włożymy w ekologię pieniędzy, ile zrealizujemy inwestycji, ile wymyślimy programów edukacyjnych, to będziemy się borykać z nieprawdziwą wizją ekologii jako czynnika blokującego rozwój”.

Nieco w opozycji do wyżej przytoczonych opinii, postulujących zaangażowanie chrześcijan jako osób wierzących w Boga w rozwiązywanie konfliktów społeczno-ekologicznych, Patryk Gujda uważa, iż raczej nie jest słusznym, „aby ktokolwiek próbował opowiadać się po którejś ze stron, twierdząc, że w jakiś sposób reprezentuje chrześcijaństwo czy Kościół katolicki. Jeśli osoba bądź organizacja chce opowiedzieć się po którejś ze stron, powinna to robić na własną odpowiedzialność”. I argumentuje dalej: „Obserwując najgorętsze spory ekologiczne ostatnich lat i poszerzając swoją wiedzę przyrodniczą, musiałem przyznać, że wiele z tych sporów w istocie jest niejednoznacznych”.

Opracowała: Anita Ganowicz-Bączyk, REFA