Żyjemy w zmieniającym się świecie, a nauka co pewien czas zmusza nas do tego, abyśmy inaczej niż dotąd rozumieli przemiany. Rozmawiamy o ekologii mokradeł, rojstów, bagien i torfowisk. Wspominam dawne lata, czas, kiedy Krężnica Jara nie była jeszcze dzielnicą Lublina, a niewielką wsią w pobliżu rzeki Bystrzycy. Jako chłopiec wędrowałem nieraz przez nadrzeczne torfowiska; pamiętam brunatną nieruchomą wodę w miejscach, skąd wydobyto torf. Obok suszyły się piramidy torfowych cegiełek – taniego paliwa cenionego przez miejscowych. Torfowiska, mokradła to ogromne obszary globu – w Polsce nie tak dawno z trudem ugaszono wielki pożar roślinności takich terenów nad Biebrzą, mamy w pobliżu podobne tereny na białoruskim Polesiu, jeszcze większe są na Syberii, w Amazonii, w Indonezji. W ekologicznych rachunkach zasobów uznawano dotąd te wszystkie obszary za bezcenne dla ziemskiej atmosfery, pochłaniały bowiem dwutlenek węgla, wiązały węgiel, oddawały tlen. Ostatnio odkryto, że wysychanie torfowisk powoduje proces odwrotny, a ilości dostającego się do atmosfery dwutlenku węgla w wyniku tego procesu są porównywalne z tymi, jakie pochodzą ze spalania paliw dla celów energetycznych. Przyczyniają się do przyśpieszenia zmian klimatycznych.

To ważne dla ludzkości, ale gdy rozmawiamy o torfowiskach i ich pożarach, ktoś wspomina o pożarze nad Biebrzą, o męczarniach tysięcy zwierząt i ptaków, które nie zdołały uciec przed ogniem. Czy to się nie liczy? Czy nie liczy się cierpienie zwierząt i ptaków morskich, które wynika z nawału plastykowych śmieci w morzach i oceanach?

Zjawisko życia – arcydzieło Stwórcy. Tysiąclecie mija za tysiącleciem, a człowiek, gdy już się wybił na samodzielność rozumu, wchodzi coraz głębiej w tajemnice życia. Każde nowe odkrycie okazuje się korytarzem z setką drzwi – za którymi ukrywają się kolejne niewiadome. Ekologia jest jedną z nauk uczestniczących w tej wielkiej wyprawie poznawczej, a gdy całą dziedzinę nauk o życiu zobaczymy jak wielki ogród, pojmiemy, że ekologia jest jedną z bardzo licznych grządek, bo są tam nie tylko zoologia, botanika, mikrobiologia, paleozoologia, ale także psychologia, nauka o życiu umysłowym i duchowym, teologia, nauka o życiu Boga, wszystkie nauki medyczne, socjologia, nauka o życiu społecznym – i z pewnością nie koniec na tym. Po co mi to wyliczenie? Potrzebne, aby przypomnieć, że każda z tych licznych dyscyplin ma swoje korytarze wciąż nowych tajemnic. A do tego w rozmaitych formach występuje w każdej z tych gałęzi wiedzy zagadka, która nikomu nie może być obojętna – misterium cierpienia. Obudowana jest ta tajemnica systemem pokrewnych pojęć – ból, krzywda, współczucie, znieczulenie. W fizjologii zwierząt i ludzi przypisuje się cierpieniu ważną rolę sygnału ostrzegawczego, ważnej części systemu podtrzymania i ochrony życia. Nowe badania pokazują, że również rośliny cierpią, boją się tego, a nawet pomagają sobie wzajem dotknięte cierpieniem.

Myślę, że trzeba o cierpieniu rozmawiać właśnie teraz, gdy cały glob objęty jest wspólną chorobą, wspólną bojaźnią zarażenia, a także coraz lepiej koordynowanymi zabiegami mającymi na celu wygrzebanie się covidowej biedy. Masowe gesty buntu, jakich byliśmy świadkami u nas, wynikają w znacznej mierze ze zmęczenia, niepewności, niezgody na cierpienie. Partyjne gry polityczne wokół uchwały Sądu Najwyższego posłużyły tu za zapalnik. W demagogicznej retoryce tych buntów słyszy się wołanie o godność, a w pojęciowym zamęcie miesza się tu niezbywalną godność człowieka z pojęciem „godnego życia” – życia w dostatku, wolnego od wszelkich przymusów, życia bez cierpień. Co więcej, ataki na Kościół motywuje się, ukazując chrześcijaństwo jako „religię pochwały cierpienia” – i to właśnie wtedy, gdy encykliki papieża Franciszka głoszą braterstwo jako broń przeciw cierpieniu, również cierpieniu ekologicznemu, czyli pochodzącemu z niepożądanych zmian środowiska naturalnego, zmian spowodowanych ludzką chciwością, krótkowzrocznością, niedbalstwem.

To religijny analfabetyzm i zła wola mogą prowadzić do takiej manipulacji, która widzi w katolicyzmie „pochwałę cierpienia”. Ważna rola cierpienia została podkreślona przez Jana Pawła II w liście apostolskim Salvifici doloris chociażby w słowach: Poprzez wieki i pokolenia stwierdzono, że w cierpieniu kryje się szczególna moc przybliżająca człowieka wewnętrznie do Chrystusa, jakaś szczególna łaska (SD 26). Ta szczególna moc powinna być rozumiana głęboko. Ubóstwo narodzenia, lęk i ryzyko ucieczki do Egiptu, pojmanie, proces i krzyż – ten wielki szlak Bożego cierpienia wynikał ze sprzeciwu wobec cierpienia ludzi, tak jak przeciwko niemu skierowane było każde słowo nauczania, wszystkie cudy uzdrowień dokonywanych przez Jezusa, wskrzeszeń, wypędzania Złego. Przykazanie – szukajcie przede wszystkim Królestwa Bożego, znaczyło to samo. Królestwo Boże nie jest państwem cierpienia. Człowiek ma obowiązek walki z nim – z bólem swoim i bliźnich, także bólem stworzenia, zwierząt, braci najmniejszych. Człowiek ma też prawo je przyjąć, jeśli tak ma ochronić przed nim innych. Pielęgniarki i lekarze zarażają się dziś Covidem-19, chorują i umierają, nie ze względu na wartość cierpienia. Przeżywają męki, ponoszą śmierć, bo idą za Chrystusem – przeciw cierpieniu braci. Pontyfikat papieża Franciszka to wielokrotne i gorące wezwania do ludzi wszystkich wyznań, aby odrzucić globalizację obojętności, budować globalizację braterstwa. Tą drogą ma iść cały Kościół, o którym papież Franciszek pisze w zakończeniu encykliki Fratelli tutti:

W imię ubogich, żyjących w nędzy, usuniętych na margines i najbardziej potrzebujących, którym Bóg nakazał pomagać, jako obowiązek wszystkich osób, szczególnie bogatych i dysponujących środkami; W imię sierot, wdów, uchodźców i osób wygnanych ze swoich domów i swoich krajów; w imię wszystkich ofiar wojen, prześladowań i niesprawiedliwości; w imię słabych, tych, którzy żyją w strachu, jeńców wojennych i osób torturowanych w jakiejkolwiek części świata, bez różnicy (FT 285).

Nie zapomnijmy także – w tej encyklice papież obszernie pisze o postaci Dobrego Samarytanina, a jego ofiarne działanie nie było wcale globalne. Było konkretne i lokalne – przeciw cierpieniu tego właśnie poharatanego przez bandziorów podróżnego.

Piotr Wojciechowski