Mając okazję do podróży po kilku krajach europejskich i licznych spotkań z ludźmi, próbowałem zweryfikować ową tezę, dlaczego tak trudno jest nam zrozumieć Papieża. Zwłaszcza że w naturalny sposób w rozmowach pojawiały się tematy wojny w Ukrainie oraz dotyczące rozumienia wypowiedzi Franciszka. Rozmawiałem ze świeckimi i duchownymi z Włoch, Chorwacji i Słowenii oraz z kilkoma Polakami mieszkającymi od lat w Italii. Oto synteza usłyszanych tez. Mój komentarz będzie na końcu.

Wielu rozmówców stwierdza – wydawałoby się – oczywisty fakt, iż dla Polski sytuacja w Ukrainie to pierwsza od dawna wojna, która nas dotyczy i która uruchomiła w nas pokłady gościnności i empatii. Dla innych, to kolejna wojna po Bałkanach, wojnach w Afryce i Azji Mniejszej. Ostatnio, równie krwawa i okrutna, była wojna w Syrii i Europa Południowa od lat angażuje się w pomoc potrzebujących i uchodźcom.

Przy tym inaczej rozumiemy nauczanie Kościoła o pokoju i wojnie. Encykliki od Pacem in terris Jana XXIII przez Redemptor hominis i Evangelium vitae Jana Pawła II po Laudato si’ i Fratelli tutti Franciszka zmieniły mentalność wielu katolików (zwłaszcza w Europie Zachodniej). U nas w kraju poza niektórymi wątkami nauczania Jana Pawła II nie wpłynęły mocno na myślenie ludzi Kościoła.

W Polsce, Czechach czy na Słowacji doświadczyliśmy komuny i bata Moskwy, zatem łatwiej nam zrozumieć działania Rosji dziś. Pozostali widzieli inną agresję w wymiarach ekonomicznym, politycznym czy wojskowym. Latynosi – agresywnego Wielkiego Brata mieli z Waszyngtonu. Teraz przeszkadza to im jasno ocenić sytuację i trudniej im w moralnych ocenach. Tym bardziej, że rosyjska narracja w mediach jest ciągle mocna.

Niestety od czasu śmierci Polskiego Papieża w najgorętszych debatach eklezjalnych polscy, ale też środkowoeuropejscy hierarchowie, teolodzy i świeccy liderzy raczej nie uczestniczą. Chętnie natomiast przyznają sobie w kraju prawo oceny poglądów innych. Aktywni uczestnicy eklezjalnej debaty publicznej funkcjonują zwykle w swoich „bańkach” medialnych również w swoich krajach.

W ostatnich latach jednoznacznie wybraliśmy ścieżkę konsumpcji i dostatniego życia (kosztem uboższych rejonów świata, środowiska i stałego zadłużania się); zamiast analiz o złożoności globalnego świata interesuje nas raczej popkultura, bohaterowie seriali, celebryci czy supersportowcy. A polityka to nie Gra o tron, finanse nie są Domem z papieru, a życie to nie celebryckie ekscesy w nocnych klubach. I tu pojawia się krytyka takiego stylu życia obecna w KNS od dawna, ale wyjątkowo mocna teraz u Franciszka. I to nas wkurza. Nie lubimy więc mówiącego trudne słowa. A gdy on nie przestaje, odrzucamy i jego. Potem każdą wypowiedź da się skrytykować…

Nie rozumiemy orędzia św. Franciszka z Asyżu, zwłaszcza jego idei braterstwa uniwersalnego wynikającego wprost z Ewangelii. Jednak trzeba mocno podkreślić: choć etyka pracy i nauka społeczna Kościoła przegrywają często z praktyką katolickich przedsiębiorców, cywilizacja miłości ulega cywilizacji śmierci, choć agresywna partyjna polityka rzadko jest troską o dobro wspólne, choć świat nie jest gościnnym domem dla wszystkich jego mieszkańców, a tylu niewinnych, bezbronnych cierpi i doznaje różnorakiego gwałtu, choć stale słychać płacz licznych ubogich i jęk Matki Ziemi… to odrzucenie tego, który to głosi, nic nie zmienia, bo to orędzie Kościoła i przesłanie Ewangelii.

Świat od lat idzie na lewo. Zapisano wiele stron pokazujących, jak widzą nasz rejon świata zachodnia polityka i kręgi opiniotwórcze w Niemczech, Francji, Hiszpanii czy Włoszech. Wygląda na to, że dziś brak im narzędzi, by „ogarnąć” sytuację. I lewicę, i prawicę ogranicza ich „polityczna poprawność” oraz własne koncepcje „nowego wspaniałego świata”, które wojna w Ukrainie skasowała. Głos Franciszka jest inny. Choć czasem zachwycał lewicę lub prawicę, modernistów czy konserwatystów, widać, że nie chce dogadzać nikomu. Może 85-letni Papież jest naiwny i niekonsekwentny, ale widać, jak mocno poszukuje ewangelicznej odpowiedzi na bolączki świata i Kościoła oraz angażuje nas wszystkich w rozeznawanie, jak ją wprowadzać w życie.

Za nami Zielone Święta. W ten dzień Papież Franciszek 7 lat temu podpisał swoją encyklikę napisaną „w trosce o nasz wspólny dom”. W niej po całkiem udanej próbie odpowiedzi na pytanie „Co się dzieje w naszym domu?” i syntezie orędzia Ewangelii Stworzenia pokazuje ludzki pierwiastek kryzysu ekologicznego oraz swój projekt ekologiczny. Powtarza różne zachęty do działania od lat obecne w nauce społecznej Kościoła i kreśli opartą na franciszkańskiej tradycji propozycję nowej duchowości otwartej na problemy czasów współczesnych. W centrum encykliki jest jednak idea ekologii integralnej.

„Ponieważ wszystko jest ściśle ze sobą powiązane, a obecne problemy wymagają spojrzenia, które weźmie pod uwagę wszystkie aspekty globalnego kryzysu, proponuję, by obecnie zastanowić się nad różnymi aspektami ekologii integralnej, która obejmowałaby wyraźny wymiar ludzki i społeczny” – tak zaczyna się rozdział 4. dokumentu. Franciszek dostrzega dysharmonię zarówno wewnątrz osoby ludzkiej, pomiędzy ludźmi, człowieka z istotami żywymi, jak i człowieka z Bogiem. Widzi też liczne toksyny, które zatruwają te kluczowe zależności. Zachęcając do detoksykacji świata relacji, wyznacza kierunki refleksji, bo ten projekt – mówi Papież – ma być krokiem ku nowej syntezie, która przezwycięży „fałszywe dialektyki minionych wieków” (LS 121). Celem jest równowaga wewnętrzna (ze sobą), solidarna (z innymi ludźmi), naturalna (z istotami żywymi) i duchowa (z Bogiem).

Koncepcja ta przeciwstawiona jest „paradygmatowi technokratycznemu”, który wynika m.in. z fałszywego przekonania o nieskończonej dostępności dóbr naszej planety, co prowadzi do ich „wyciskania” aż do ostatecznych granic, a nawet ponad granice. Jako cel wystarcza mu maksymalizacja zysków, a skutkiem jest „obsesyjny konsumpcjonizm” (LS 203).

Papież prosi chrześcijan, by nic ze spraw tego świata nie było nam obojętne, a łącząc perspektywy społeczną i religijną, wprowadza do swego nauczania dwa przeplatające się języki, czyli język analiz ekologicznych i społecznych oraz język religijny i teologiczny. By to właściwie odczytać, potrzeba wysiłku i przekroczenia swojej tradycji i schematów myślenia oraz pewnej empatii i otwarcia na dialog i kulturę spotkania. Niestety, wygląda na to, że ani 7 lat temu, ani dziś nie udaje się owo wzajemne zrozumienie języków, obu wrażliwości i perspektyw oraz dialog dla wspólnego dobra i świata gościnnego dla wszystkich.

Tyle moich notatek z rozmów w drodze. Spisuję je, bo bardzo potrzebujemy głębszej refleksji nad sprawami, jakie dzieją się wokół nas. I nad słowami, jakimi je opisujemy. Jeden z moich włoskich przyjaciół zwrócił mi uwagę na mowę noblowską Olgi Tokarczuk przypominającą znane tezy, że nasze rozumienie świata kształtuje opowieść o nim, jaka dominuje w nas i wokół nas. Widzimy, jak robi to rosyjska propaganda, ale nie zauważamy, że i nasze słowa zmieniają świat. I nasze słowa o Papieżu, akcentujące każdą dwuznaczność (powstałą często wskutek złego przekładu czy nadinterpretacji komentatorów), a pomijające główne przemówienia i dokumenty, tworzą świat fałszywy. I nasza narracja o kryzysie w strukturach Kościoła i grzechach ludzi Kościoła, a pomijająca codziennie tworzone dobro tworzy świat fałszywy. Może jest ona atrakcyjna publicystycznie, może daje tzw. klikalność, ale jaki świat tworzy? Może zatem i w tej kwestii bardzo by nam pomógł postulat „czułego narratora”. I komentatora, który jest odpowiedzialny za słowa, którymi tworzy nam świat AD 2022.

o. Stanisław Jaromi

całość zob. https://www.rp.pl/plus-minus/art36486081-dlaczego-polakom-tak-trudno-rozumiec-franciszka