Kiedy pisałem tamten felieton, nie przypuszczałem, że nie minie kilka tygodni, a znajdę się wśród zakonnic, które kiedyś prowadziły tamtą wycieczkę, że trafię pod dach sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża w Zakładzie dla Niewidomych w podwarszawskich Laskach. Tu właśnie na rekolekcjach „Sobór-Ewangelizacja-Wiara” z biskupem Grzegorzem Rysiem spotkała się grupa członków warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej i dziennikarzy prasy katolickiej. Biskup Ryś, pomocniczy biskup krakowski jest w Episkopacie odpowiedzialny za dzieło „nowej ewangelizacji” i jego konferencje prowadziły nas i nasze myśli ku tej sprawie. Czas przyciągnąć do Ewangelii i Eucharystii tych ochrzczonych, którzy odeszli od praktykowania wiary, to podkreślali biskupi zgromadzeni w Rzymie podczas Synodu, to również jest troską Papieża Benedykta XVI. W Polsce, dzięki aktywności licznych świeckich i duchownych, rzecz ruszyła. Biskup Ryś z błyskiem entuzjazmu w oku mówił nam, że działa już ponad stu „Szkół Wiary”, a na stadion w Krakowie podczas święta nowej ewangelizacji przyszły tysiące tych, których w kościołach widuje się rzadko.

Nasze rekolekcje,  zaczęły się od Mszy Świętej w Zaduszki, od wieczornej deszczowej procesji. Poszliśmy na śródleśny stary cmentarzyk w Laskach, a ponad kopułami parasoli jaśniały płomyki pochodni niesionych przez zakonnice. Te rekolekcje to były trzy dni wielkiego rozdawnictwa duchowych darów, każdy wziął, ile jego dusza zdołała unieść. Dla mnie źródłem wielkich wzruszeń było to, że nawracające słowo biskupie miało tak świetnych asystentów. Dominikanin z Warszawy, ojciec Marek Pieńkowski, prowadził dyskusje po konferencjach, w posłudze konfesjonału towarzyszył biskupowi razem z Franciszkaninem z Krakowa, ojcem Stanisławem Jaromim, a końcową konferencję, porządkującą nasze myślenie o fenomenie wiary miała pani teolog z Krakowa, Elżbieta Adamiak. Tak, trud tych osób był ważny, należy się im wdzięczność. Ale przecież dary rekolekcyjne szły ku nam z wielu stron. Złocista leśna jesień w Laskach, jasne poranki i dżdżyste popołudnia, a nocą cisza taka, jakiej mieszczuchy nie znają. A do tego, chyba najważniejsze, niech mi biskup wybaczy, siostry Franciszkanki promieniujące pogodą, troskliwe, dyskretne, z wdziękiem i swobodą wciągające rekolekcyjnych gości w dzieło Lasek, wspólnotę modlitwy, śpiewu, adoracji, pracy. Te same, które trochę wbrew rozsądkowi, ale za podszeptem serca poprowadziły niewidomych na tatrzańską Orlą Perć. Od prawie stu lat trwa ten religijno-społeczny cud zrodzony z cierpienia, modlitwy, ofiarności, natchnień – z geniusza i pobożności Matki Elżbiety Czackiej, księdza Władysława Korniłowicza, Antoniego Marylskiego, księdza Tadeusza Fedorowicza. Kiedy wspominam o tym miejscu w felietonie ekologicznym – to muszę podkreślić moc oddziaływania środowiska. Tu, w Laskach z przyrodą, z lasem skraju Puszczy Kampinoskiej, harmonijnie sumują się wartości duchowe, środowisko ofiary cierpienia, zamysł intelektualny, dorobek materialny – kaplice, domy mieszkalne i rekolekcyjne, warsztaty. A teraz dołącza do tego także historia, która te peryferie Warszawy tak mocno splotła z dziejami kraju. Przed wojną – szkoła łączenia modlitwy z pracą dla niewidomych, szkoła z której wyszły dziesiątki ludzi myśli i czynu. Podczas wojny – przykład odwagi i roztropności. Tu posługiwał późniejszy Prymas Tysiąclecia, ks. Stefan Wyszyński, tu pod bokiem Niemców prowadzono szpital powstańczy. Po wojnie – bastion niepodległego ducha, miejsce wielu spotkań opozycji. W stanie wojennym – tędy szły tony darów dla niewidomych i dla Warszawy, dla rodzin internowanych, dla opozycyjnych artystów, bojkotujących aktorów.

Czy gdzieś na świecie mają podobne miejsce, środowisko Bożo-ludzkie o takiej duchowości i dorobku?  Każdy element jest tu ważny, a wszystko razem przenika przybysza łagodnym promieniowaniem. Laski trwają, rozwijają swoją działalność. Pozostają miejscem spotkania. Na rekolekcjach spotkałem znajomych sprzed lat, cieszyłem się z dość licznej obecności młodych z „Laboratorium Więzi”. Spotkałem też duszę prawdziwie bratnią w osobie ekologa we franciszkańskim habicie, który siadł obok mnie na jednej z konferencji. Skądeś już wiedział, że od lat pisuję o ekologicznych sprawach, bo dał mi ulotkę tak zatytułowaną, jak ten felieton: „Czyńcie sobie ziemię kochaną”. Dowiedziałem się z tej ulotki o nowej, pięknej inicjatywie REFA – o „Ogrodach św.Franciszka” – których projekt „oprócz aspektów ekologicznych, czy estetycznych, kładzie nacisk na czynniki społeczne i wspólnotowe oraz chce realizować cele dydaktyczne i formacyjne./… /Przedmiotem ochrony są zagrożone i nieco marginalne fragmenty krajobrazu jak miedze, zadrzewienia, starorzecza, stare parki, łąki, tereny wilgotne czy nawet kamieniołomy.

Od lat zabiegam o rozwój turystyki rowerowej na tych obszarach, które nieco lekceważąco nazywa się Ścianą Wschodnia, a to przecież pasmo zapomnianych klejnotów krajobrazu i historii. Drogi rowerowe na tych Kresach Ocalonych powstają, coraz ich więcej. Gdy dowiedziałem się o idei „Ogrodów św. Franciszka, zaraz przypomniała mi się ruina pałacu w Różance nad Bugiem, w której kiedyś będzie hotel dla rowerzystów ze Szlaku Kresowego. Jakiż tam stary park dokoła! Myślę sobie, jak bardzo ucieszył by się Święty Franciszek, gdyby miejscowi wierni ogłosili to miejsce „Ogrodem Św. Franciszka” i gdyby wspólnie z władzą samorządową tchnęli nowego ducha w ten wspaniały zakątek Polski.

Piotr  Wojciechowski