Gdzieś w jego bycie otwarła się ziejąca czarna dziura, paszcza, która chce mu wyszarpnąć  szczęście. Musi tę dziurę zatkać jakąś wartością – bogactwem albo nadzieją, przyjemnością czy przyjaźnią, oszołomieniem czy nadzieją. Tak wchodzimy  pytania o wartości.

- Czy jest wśród nich coś, co nazywamy „wielkością”?

- Zaraz chce się zaprzeczyć – wielkość to jakieś określenie rozmiaru! Za duży but! Nie ta wielkość!

- Ale przecież – wielki poeta, Jan Paweł Wielki, wielki wyczyn, Wielkanoc? To są określenia z tego obszaru co dobro, świętość, prawda – określenia z kręgu wartości niewątpliwych.

- A może jest tak, że człowiekowi potrzebna jest wielkość? Są zatem sytuacje życiowe, gdy doznanie „wielkości” przybliża go do spełnienia, szczęśliwości?

- Któż z nas nie słyszał kiedyś – dziękuję ci, jesteś wielki!

   Ludzie chodzą w góry – płacą wysiłkiem, wydatkami, ryzykiem, czasem śmiercią, za moment w którym staną bardzo wysoko, a świat otworzy się przed nimi fantastycznie odległymi perspektywami. Ogromne niebo oprze się na rozszerzonym królewsko widnokręgu.

   Bóg prowadzi człowieka w góry. Dawno już piszą o tym antropolodzy – że we wszystkich religiach, we wszystkich wierzeniach, święta góra, święte drzewo, to pionowa oś świata, dodanie człowiekowi do jego poziomej krzątaniny wymiaru pionowego, pokazanie szlaku myśli i uczuć łączącego ziemię z niebem na górze, ze światem ciemności podziemnych na dole. Myślę, że Bóg Biblii ma powód, aby umawiać się z człowiekiem na kolejnych górach – Ararat i Moria, Synaj i Syjon, Góra Błogosławieństw i Tabor, Golgota i Karmel. To wiem z doświadczenia – gdy się stanie na szczycie – widać daleko, niebo jest ogromne.

Z dawnych włóczęg pamiętam, jak szedłem przez góry Velebit w Chorwacji (wtedy – w Jugosławii), wędrowałem samotnie popychany nadzieją – zobaczę z gór Adriatyk. Był lipcowy upał we wrześniu, góry oszukiwały mnie. Bieliło się coś na zboczu między drzewami – myślałem że jestem blisko grani, niebo się bieli. Nie. To była biała ściana wapienna. Rozebrany do kąpielówek szukałem w tej ścianie żlebu czy szczerby. W lewo, w prawo… Odkryłem przejście, ale już nie wiedziałem, jak wrócić do swojego plecaka. A tam wszystko, paszport, pieniądze, jedzenie, picie, śpiwór, ciuchy. Znalazłem, koniec paniki. Myślałem – wyprowadzi mnie żleb na górę, a tam morze! Nie. Za granią nie było dolin z biegnącymi ku morzu strumykami, był skalny labirynt kotłów bez odpływu, sucho, mylnie. Godziny błądziłem, zanim znalazłem ślad ścieżki. Picie skończyło się dawno, gdy wreszcie, pod czerwieniejącym od zachodu niebem wyszedłem na osypujący się piargiem grzbiecik. I tam przywitał mnie widok, który po pół wieku mam ciągle pod powiekami. Morze jak roztopiony metal, paluchy półwyspów i wysepek, czarne pod światło, zanurzone w tej płonącej wodzie. Niebo we wszystkich barwach – od fioletu i purpury po błękit. Przy pierwszym źródle wyciągnąłem się w śpiworze i patrzyłem jak noc powoli gasi ten spektakl.

   Gdy to dziś wspominam, myślę o Ziemi Świętej, o pasterzach, którzy setki lat przed nadejściem Chrystusa przy ogniskach śpiewali Psalmy – i tak ocalili je, nim słowa zapisali  w Biblii uczeni w piśmie. Marzli, głodowali, żyli w lęku przed wilkami, rozbójnikami i niesprawiedliwymi właścicielami stad. We dnie prowadzili owce wśród gór czując nad sobą ogrom nieba i wielkość Boga. To właśnie opowiadały im Psalmy – które jednym tchem mówią o wielkości Boga i wielkości Jego dzieł, o wspaniałości Stworzenia i mądrości Prawa. Jesteś bardzo wielki, Panie, Boże mój. Odziałeś się w  chwałę i dostojność/ i narzuciłeś na siebie światło jak płaszcz. Rozpiąłeś niebo jak kobierzec namiotu/ a nad wodami zbudowałeś swój dom. (Ps 104)

   Ludziom we władzy ekranów grozi, że sami uznają swoje życie za małe i nieważne. Jestem nikim, bo nie ma mnie w telewizji. Nic nie znaczę. Ratunkiem jest wyprowadzenie tych ludzi pod niebo jak kobierzec namiotu.  Ratunkiem jest stanięcie pośrodku dalekiego widnokręgu, albo wejście na górę. Tam człowiekowi ofiarowane jest uczestnictwo w wielkości. Uzdrowienie przez to, że wielkość uczy pokory, ale też podnosi – bo Pan wejrzał z gór swojej świętości, z niebiosów wejrzał na ziemię, by wysłuchać jęku niewolników i dzieci śmierci wyzwolić z więzów. (Ps 102)

Piotr Wojciechowski         

"...Ratunkiem jest stanięcie pośrodku dalekiego widnokręgu, albo wejście na górę. Tam człowiekowi ofiarowane jest uczestnictwo w wielkości. Uzdrowienie przez to, że wielkość uczy pokory, ale też podnosi...". [fot. Flickr.com/CC/aut. reway2007]