Jedenaście lat temu Witold Głowacki przeprowadził wywiad z Jadwigą Staniszkis, panią profesor od socjologii, publicystką, która dała się poznać przez aktywność w opozycji demokratycznej w czasach PRL. Tytuł wywiadu „Dla prawicy ekologia to luksus” uznałem za aktualny. Mimo tego, że w bieżącej kotłowaninie politycznej określenia „lewicy” i „prawicy” znaczą coraz mniej i używane są w coraz bardziej pokrętnych konstrukcjach polemicznych. Oto jakie słowa Staniszkis chcę zacytować z pożółkłej już nieco gazety:

„Przez ostry, często histeryczny sprzeciw prawicy wobec inicjatyw związanych z ochroną środowiska ekologowie stają się grupą wykluczoną , odrzuconą przez większość. To zaś skierowuje ich w orbitę zainteresowań lewicy.[…] Dla mnie szacunek do przyrody to element postawy patriotycznej. Jak najbardziej przystaje on do konserwatywnego obrazu świata. Wiedział o tym Jan Paweł II, który podczas każdej pielgrzymki do Polski z takim pietyzmem odwiedzał najpiękniejsze miejsca w naszym kraju – jak okolice jeziora Wigry, czy Tatry. Myślę, że polska prawica nie idzie w kwestii szacunku do przyrody w ślad Jana Pawła II między innymi dlatego, że ulega bardzo silnym w Polsce chłopskim czy drobnomieszczańskim wzorcom kultury.[…] Dla ludzi, dla których życie było walką o byt, ekologia nie jest obszarem, który wart byłby zachodu.”

prof. Jadwiga Staniszkis: przez ostry, często histeryczny sprzeciw prawicy wobec inicjatyw związanych z ochroną środowiska ekologowie stają się grupą wykluczoną, odrzuconą przez większość. To zaś skierowuje ich w orbitę zainteresowań lewicy

Idą zmiany. Dziś coraz wyraźniej widzimy, że podkreślanie wagi zagrożeń ekologicznych staje się elementem walki o byt. Powtarzanie prawd z tego zakresu jest potrzebą chwili, podobnie jak obejmowanie edukacją ekologiczną coraz to szerszych środowisk i grup. Także młodzieży z małych miasteczek i wsi. Mamy po naszej stronie wielkie autorytety – nie tylko pamięć o nauczaniu Św. Jana Pawła, także konsekwentne napominanie papieża Franciszka, które owocowało encykliką ekologiczną. To od nich pochodzą takie określenia jak „droga człowieka”, „wyobraźnia miłosierdzia”, „cnoty ekologiczne”.

prof. Jadwiga Staniszkis: myślę, że polska prawica nie idzie w kwestii szacunku do przyrody w ślad Jana Pawła II między innymi dlatego, że ulega bardzo silnym w Polsce chłopskim czy drobnomieszczańskim wzorcom kultury.[…] Dla ludzi, dla których życie było walką o byt, ekologia nie jest obszarem, który wart byłby zachodu

Wierność tym autorytetom skłania nas, abyśmy zaczynali od człowieka i rozważali dalej świat istot żywych, dynamizm świata materialnego, a w szczególności wpływ zmian cywilizacyjnych na nasze środowisko. Trzeba przekonać lewicę, prawicę i centrum, że ekologia jest nie tylko gałęzią wiedzy, jest także otwartym dla wszystkich forum rozmowy, wymiany myśli.
Jak jest? Jak się zmienia to, co jest? Jakie to przynosi skutki, jakie zagrożenia? Jaki może być ratunek? Co zmienić w postepowaniu ludzi? Jak oceniać ludzkie działania i jak wpływać na ich zmianę? Te pytania zawierają łańcuch myślowych ćwiczeń prowadzących przez labirynty ekologicznych postaw, publikacji, organizacji, ruchów, działań. Początkiem, kłębkiem nici prowadzących przez te labirynty, jest wzruszenie – u jednych lęk przed katastrofą, u innych zachwyt urodą Stworzenia, u kolejnych poczucie krzywdy i niesprawiedliwości. A są też tacy, którzy zaczynają zajmować się ekologią, aby uzupełnić i zabezpieczyć otaczającą ich strefę komfortu. Niezależnie od początkowego wzruszenia, czy potem rozwijającej się motywacji – zajęcie się zagrożeniami środowiska, ochroną środowiska, prowadzi ludzi ku sobie, do spotkania, do współdziałania.

Trzeba przekonać lewicę, prawicę i centrum, że ekologia jest nie tylko gałęzią wiedzy, jest także otwartym dla wszystkich forum rozmowy, wymiany myśli.

Aby pełniej i głębiej mówić o tym wszystkim, co materialne, trzeba nie tylko szukać duchowych i kulturowych motywacji. Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że to, co materialne, istnieje i zmienia się, ulega degradacji, w kategoriach przestrzeni i czasu. To, co materialne, ulega działaniom człowieka i wpływa na życie ludzi poprzez elementy rzeczywistości materialnej. Prościej mówiąc: producenci dymu z domowych palenisk nie tylko oddychają tym dymem. Muszą być przygotowani na to, że będą wieźli do szpitala swoje dzieci czy wnuki ze zdrowiem zmarnowanym przez dym.
Nasze życie mija jako splot dwu odmian czasu – czas linearny biegnie nieubłaganie od wczoraj do dziś, od dziś do nieznanej przyszłości. Czas cykliczny pojawia się w powrotach – kolejnego wschodu słońca, kolejnej wiosny, kolejnej olimpiady. Powracają letnie i zimowe wakacje, sezony narciarskie i łowieckie, wiosenne epidemie grypy, jesienne wyprzedaże parasoli plażowych i sandałów. Czas linearny jest czasem niepokoju, często strachu. Lękamy się katastrof, powodzi, przewrotów. Ale jednocześnie czas linearny jest czasem nadziei – oto zdany egzamin otworzy nam perspektywy kariery, oto traktat pokojowy przyniesie erę pokoju, wynalazek pozwoli uleczyć ciężką chorobę, wycieczka górska pozwoli spotkać chłopaka na całe życie, czy dziewczynę wartą ślubnych obrączek. Uspakaja nas czas cykliczny. Po wieczorze przyjdzie noc, zdążymy znaleźć schronienie przed chłodem. Idą wiosenne powodzie, więc naprawiajmy wały. Idą święta, radujemy się na spotkanie, prezenty, choinkę. Początek roku szkolnego, dzieciaki z radością spotkają przyjaciół z klasy.

Niezależnie od początkowego wzruszenia, czy potem rozwijającej się motywacji – zajęcie się zagrożeniami środowiska, ochroną środowiska, prowadzi ludzi ku sobie, do spotkania, do współdziałania.

Te odmiany czasu nie są obojętne z ekologicznego punktu widzenia. Postęp w technologiach, przyrost ludności, bogactwo przejawiające się wzmożoną konsumpcją, walka o przestrzenie uprawy i bogactwa kopalne – to wszystko mnoży zagrożenia dla środowiska, jest wyzwaniem dla naszych pomysłów, dla działań, właśnie w linearnym czasie. Aby sprostać wyzwaniom musimy poznać obecne w kosmosie i przyrodzie odmiany czasu cyklicznego, musimy badać roczne cykle biologiczne, uczyć się od tradycyjnego i nawet archeologicznego rolnictwa rocznego porządku zasiewów, nawadniania i nawożenie, żniw, wędrówek od letnich do zimowych pastwisk. Wiemy, że aby ocalić nasz świat, musimy lepiej kontrolować szalony pęd rozwoju technologii, arogancję konsumpcji, mrzonki nieskończonego postępu.

Ten szalony pęd produkuje ubocznie zabójcze trucizny – produkuje sztuczne, zmyślone potrzeby – które wprawdzie stwarzają pałace luksusu i zbytku, napędzają konsumpcję, ale na drugim biegunie społecznych podziałów wytwarzają strefy głodu, przemocy, chaosu. Polska nie jest bogatym krajem, ale rozejrzymy się! Przeciętny Polak ma w zasięgu swoich rąk kilkadziesiąt urządzeń i aparatów, a każdy z nich ma wiele funkcji, z których przeciętny Polak nigdy nie korzysta, choćby potrafił. Nie ma czasu, nie ma potrzeby. Im sprawniej chronić się będziemy przed podobnymi absurdami w domenę czasu cyklicznego, tym sprawniej zrównoważymy wydatki, rozwiniemy struktury bezinteresownej współpracy i samopomocy i poddamy kontroli potrzeby.

Oto moje sąsiedztwo – działki nad Jeziorkiem Czerniakowskim w Warszawie. Wypielęgnowane trawniki, dorodne kwiaty, przycięte drzewa. I płotki. To moje, to sąsiada. A za duży płot okalający działkową domenę można wyrzucić puszki i butelki, potłuczone szyby, stary materac, worki po nawozach. Za płotem już nie moje, tam nie Polska, to niczyje.

To wszystko wymaga oczywiście nie tylko edukacji, ale i kultury – to dzięki niej możemy mieć dystans do promocyjnego wrzasku mediów, do błazeńskiego światka celebrytów.
Takich planów nie uda się jednak zrealizować, jeśli nie rozeznamy się we właściwościach przestrzeni, przestrzeni, w której mieszkamy wspólnie z całą materią i wszystkimi żywymi organizmami. W ekologicznym marzeniu wędrujemy ku krainom dzikiego, bujnego życia, czystych wód, krystalicznego powietrza. Stałym elementem takiego marzenia jest także przestrzeń, w której jedynymi granicami są te naturalne. Rzeki do przepłynięcia, morza do dalekiej żeglugi, góry do przewędrowania. Bez płotów, bez zatrzaśniętych bram. Bez tabliczek „Obcym wstęp wzbroniony”.
Tak nie jest. Oto moje sąsiedztwo – działki nad Jeziorkiem Czerniakowskim w Warszawie. Wypielęgnowane trawniki, dorodne kwiaty, przycięte drzewa. I płotki. To moje, to sąsiada. A za duży płot okalający działkową domenę można wyrzucić puszki i butelki, potłuczone szyby, stary materac, worki po nawozach. Za płotem już nie moje, tam nie Polska, to niczyje. Przestrzeń jest pocięta granicami własności, strefami odpowiedzialności, obszarami zakazu. Są rezerwaty i tereny skażone, cała hierarchia miejsc niedostępnych, wyłączonych, specjalnych. Poligony wojskowe, stacje doświadczalnej uprawy i zamknięte ośrodku wypoczynku. Te podziały muszą ekologowie uwzględnić w swoich działaniach. Do nich też trzeba dostosować działanie i myślenie. Bo ostatecznie planeta jest jedna i wspólna, a katastrofy nie uznają granic rysowanych ludzką ręką.

Piotr Wojciechowski

tempo zycia 640px

Fot. aut. Georgie Pauwels: Hurry/Flickr.com (CC BY 2.0)