Są książki o świecie przyrody, których nie otwieram latami, ale często zaglądam, czy stoją na swoich miejscach w bibliotece. Na przykład „Zielony świat Tatr” Zofii Radwańskiej-Paryskiej, „Dolinami rzek” Zygmunta Glogera albo Józefa Rostafińskiego „Przewodnik do oznaczania roślin”. Niedawno przybyła mi kolejna pozycja do tego zbioru książek, których obecność sprawia, że czuję się u siebie. To „Roślinny kabaret. Botanika i wyobraźnia” Richarda Mabeya - gruby i pięknie wydany tom esejów. Już po lekturze wstępu i pierwszych rozdziałów odkryłem że jej nowość tym jest dla mnie milsza, że prowadzi mnie w aurę książek, które mnie formowały w dzieciństwie.

Mieliśmy w domu (i dziś mam jeszcze)  ilustrowany tom Bohdana Dyakowskiego „Z naszej przyrody” wydany w 1903 roku. Była dla mnie i moich braci Biblia wtajemniczeń w świat lasu, pola, łąk, sadzawek i stawów. Świat opisany był przystępnie i erudycyjnie zarazem, w cyklu rocznym – od wiosennego przebudzenia po zimowy sen. Dyakowski tym przypominał Mabeya, że choć przyrodnik – widział świat przez kulturę.. To wszystko – loty ptaków, obyczaje chrząszczy, wykroje liści zielska pod płotem, losy rzęsy na stawie – było u Dyakowskiego sprawą polską, przypominało strofy Syrokomli, Lenartowicza i Mickiewicza. A była obok i inna książka, uwodząca nas mocą zaklęcia „głóg, jesion i dąb” – „Puk z Pukowej Górki” Rudyarda Kiplinga. Humanistyczna, nasycona miłością do kraju, opowieść o brytyjskiej historii wyrastającej z brytyjskiej przyrody i starobrytyjskich legend. Tam była ta „pieśń lasu” zaczynająca się strofą:
Choć i w borach i w lasach tyle drzew rozmaitych
zdobi starą angielską krainę, —
między rzeszą tą drzewną niema lepszych na pewno
ponad jesion i głóg i dębinę!  

„Kabaret roślin” Mabeya jest po części kontynuacją tej narracji – pisze o roślinach wszystkich krajów i kontynentów, ale patrzy na nie okiem Brytyjczyka, dopiero potem okiem brytyjskiego naukowca. O ile jednak Bohdan Dyakowski prowadził czytelnika do boru, na brzeg rzeki, do gospodarskich  sadów i na chłopskie wygony,  tam otwierał przed nim księgę przyrody – o tyle Mabey rozgrywa swój spektakl bliżej wiktoriańskich  salonów, gabinetów osobliwości, kolekcji, ogrodów zimowych. Jest człowiekiem podróży – i to dalekich, są  w książce tego ślady. Jest także człowiekiem społecznie zaangażowanym – przenika środowiska naukowe, nawiązuje artystyczne i literackie przyjaźnie, uczestniczy w akcjach ekologicznych – ale odkrywa też swoje osobliwe nastawienie do tematu: „każdy mój kontakt z roślinami utwierdzał mnie w przekonaniu, że mają one własny pomysł na życie.” Aby pokazać „roślinne myślenie”, „roślinny pomysł na byt” mnoży  opisy roślin leczniczych, rzadkich, wyjątkowych, ozdobnych, przedziwnych odkryć.  Zamiarem autora nie jest jednak błyszczenie erudycją, chce on przebudować myślenie czytelnika przez „opowieść o tym, że rośliny są kowalami własnego losu i  że lekceważąc ich siły witalne, sami szkodzimy sobie i własnej wyobraźni.”

Książka jest obszerna, każdy kolejny rozdział to nowa odsłona wiedzy botanicznej i osobistych doświadczeń autora. Rozdział o znaczeniu dębu w symbolice,  w tradycji morskiej, architekturze, wtajemnicza nas w bogactwo odmian genetycznych –  opowiada o starych,   głośnych na Wyspach dębach, które dzięki legendom zyskały swoiste „osobowości”. Tak, jak we wszystkich rozdziałach poświęconych drzewom, a więc cisom, leszczynom, sekwojom, baobabom - Mabey prowadzi nas drogą i ścieżką obok drogi. Wiedzę z zakresu ewolucji, genetyki, rolnictwa, historii odkryć, przeplata wiadomościami o mitach, legendach, folklorze, łączy z cytatami poezji. Jego wykład „zielonej filozofii” kładzie nacisk na to, że dziesiątki tysięcy lat wspólnego bytowania powiązało nas, ludzi, ze światem roślin gęstą tkanką podświadomych i  świadomych nici narracyjnych i wzorów wyobraźni. Drzewo jest więc zawsze spokrewnione z drzewami biblijnego raju, z mityczną osią świata, z Drzewem Życia, tak jak w każdym orzechu jest skoncentrowana słodycz wiecznej mądrości. Roślinne motywy w poezji i malarstwie, w zdobnictwie i sztuce ogrodów to kontynuacja tych humanistycznych wątków.

Wydaje mi się, że Mabey’a głęboko zafascynowała cecha wielu gatunków roślin analogiczna do ludzkiej skłonności do kompromisów – plastyczność, zdolność do występowania w rozmaitych odmianach, do dostosowywania się do zmiennych lub skrajnie trudnych warunków egzystowania. Błyskotliwy i bogaty w informację rozdział traktuje o uformowaniu się kukurydzy jako rośliny uprawnej. Czytamy w nim o wyjątkowej wielokształtności i wielobarwności tej rośliny, doganiającej jakby ludzkie potrzeby. Robi się z kukurydzy paszę, żywność, napoje. Jedne odmiany dają znacznie więcej skrobi, inne więcej cukru. Ma też kukurydza udział w kulturze wielu ludów, w zdobnictwie, w świecie mitów i symboli. Zupełnie inny treściowo – a w końcu również będący hołdem dla plastyczności roślin, jest rozdział o florze Krety, która rozwijając się w wielu różnych krajobrazach i klimatach wytworzyła mnogość gatunków i odmiany. Niektóre z nich znalazły sposób, by rosnąć i kwitnąć nawet w drastycznie niesprzyjających warunkach. Wspaniała książka, potrzebna szczególnie dziś, kiedy mamy świadomość, że ucieka nam zielona planeta naszych dziadków, że wymykają się nam szanse głębokich doświadczeń. Kiedyż ja ostatnio spędziłem noc w lesie? Kiedy zmęczony wędrówką zapadłem w letni sen w cieniu gruszy na miedzy? Czy naszym dzieciom i wnukom znany jest smak ulęgałek, owoców czeremchy, listków zajęczego szczawiu, owoców tarnin zbieranych po pierwszych mrozach, czerwonych surojadek i siwych gołąbków pieczonych na ognisku? Nie dostrzegamy już roślin, są jak meble, jak tapeta. Książka Richarda Mabeya próbuje przywrócić nam zapominane. Mam nadzieję, że „Kabaret roślin” znajdzie takich czytelników, których ta książka zachwyci i przywiąże do siebie. Ci wygrali, bo od kart książki ich ścieżka prowadzi w zieleń, a z zielonych przestrzeni z powrotem w tą niekończącą się opowieść.
Piotr Wojciechowski