To dzięki społecznym inicjatywom rozpoznajemy ogrom pracy, który musimy  włożyć w porządkowanie naszych działań na rzecz ochrony Planety, jej bioróżnorodności, zasobów, stałości klimatycznej. Może jednak, zanim poznamy ten ogrom globalnych zadań, powinniśmy się zastanowić, co każdy z nas sam może uporządkować od razu – w zasięgu własnych rąk, własnego głosu.
Kiedy rozmawiam z ludźmi o przyrodzie, dowiaduję się, że jedni dostrzegają w niej raczej harmonię lub porządek – inni raczej chaos, zamęt, nawet coś groźnego i okrutnego. Dopiero Romantyzm przyniósł akceptację gór, puszcz, pustkowi. Wcześniej akceptowano raczej sady niż lasy, raczej kulturowy charakter krajobrazu uprawnych pól, młynów nad rzekami, wiatraków na wzgórzach. W Starym Testamencie częste jest przeciwstawienie Winnicy Pańskiej i Spustoszonej Winnicy, w której krzewy „ogryza zwierz leśny”.
Tęsknimy za porządkiem, szczególnie tęsknią za nim ludzie starsi. Widzą oni w porządku rękojmię bezpieczeństwa, nadzieję, że znane ścieżki doprowadzą do znajomych miejsc. Młodzi robią dużo nieporządku, mają przeważnie kłopoty z utrzymaniem porządku na biurku, w swoim pokoju,  swojej głowie. Ale to właśnie na nich można polegać, gdy nadmiar porządku nam ciąży, gdy krzywdzi nas niedobry porządek. Wychodzenie ze zbuntowanej młodości ku nowym porządkom, ku organizacji – to często budząca nadzieję zapowiedź dojrzałości. Wiele dobra przynoszą takie formy organizacji, które potrafią łączyć roztropność dojrzałych liderów i spontaniczność, entuzjazm młodych.

Ostatnio znowu usłyszałem o Fundacji Ekologicznej ARKA. Dowiedziałem się z prasy, że posłała ta fundacja dziesięć rowerów na Ukrainę -  dla sierot po żołnierzach poległych na froncie wojny z wspieranymi przez Rosję rebeliantami z Donbasu. Przedtem wiedziałem tylko o sympatycznej inicjatywie „Książka wspiera bohatera” działającej już dwa lata. Ta inicjatywa zbiera książki od ludzi, którzy są gotowi dać je za darmo, potem wolontariusze sprzedają te książki na kiermaszach i za uzyskane pieniądze fundują dzieciom z domów dziecka bilety do kina i teatru, a co lepsze – organizuje dla dzieciaków wycieczki – realizację „zielonych marzeń”. A do tego wiele książek zyskuje „drugie życie”.
Kiedy to czytałem, pomyślałem sobie, jak to źle i smutno być ekologiem – co chwila walą się na człowieka czarne wieści o płonących składowiskach śmieci, o wyspach z plastikowych butelek na oceanach, o smogu zabijającym setki tysięcy i zabierającym zdrowie milionom, o ginących gatunkach i topniejących lodowcach. Na szczęście dobrze jest być ekologiem, tylko my, ekolodzy mamy zielone marzenia, spotykamy ludzi, którzy nie tylko mają zielone marzenia, ale też dbają o to, aby książki były czytane.
Fundację ARKA założył piętnaście lat temu ogrodnik, nauczyciel, dziennikarz Wojciech Owczarz – a jest ona ukierunkowana na edukację ekologiczną dzieci i młodzieży, na pomoc charytatywną młodzieży z domów dziecka i biedniejszych rodzin. Fundacja powstała w Bielsku-Białej, rozwinęła się na Podbeskidziu i Śląsku, teraz wieloma inicjatywami obejmuje duże obszary kraju. W pisaniu „Listu dla Ziemi” wzięło udział ponad milion uczennic i uczniów. Ciekaw jestem jaki będzie miał zasięg organizowany przez fundację Dzień Dobrego Uczynku – 19 maja.

Arka to słowo z Biblii, przywołuje Arkę Noego, Arkę Przymierza, pojęcia związane z myślą o współpracy człowieka ze stwórcą na rzecz ocalenia, pojednania. Myślę o inicjatywach franciszkańskiej ekologii. Czy wystarczająco często są te inicjatywy wyciąganiem rąk ku ekologom z innych organizacji? Przecież obok potrzeby nawrócenia ekologicznego społeczeństw jest pilna i wyraźna potrzeba nawrócenia ekologii, także tej, która wyrasta z lewicowego myślenia czy z idei konserwatywnej.
Wiem, że czytający moje ekologiczne felietony nie mają złudzeń – wszystkie podobne inicjatywy, nawet te najpiękniejsze – to zbyt mało, by odwrócić kierunek katastrofalnych zmian, powstrzymać je na dobre. Wiemy też, jak marne i smutne było by życie bez poczucia, że dokonując drobnych nawet zmian na lepsze w swoim prywatnym życiu, w swoim osiedlu czy  w swojej wsi, przyłączamy się do światowej presji na rządy i korporacje, na banki, uczelnie, kościoły -  w imię zielonych marzeń, w imię harmonii miedzy potrzebami konkretnych osób a światową solidarnością żyjących i przyszłych pokoleń.
Wszyscy, dzięki organizacjom takim jak Arka i mediom rozpoznajemy ogrom pracy, który musimy jako ludzie włożyć w porządkowanie naszych działań na rzecz ochrony Planety, jej bioróżnorodności, zasobów, stałości klimatycznej. Może jednak, zanim poznamy ten ogrom globalnych zadań, powinniśmy  się zastanowić,  co każdy z nas sam może uporządkować od razu. Zastanowić się nad kolejnością zadań i ważnością rozmaitych potrzeb. Jeden powinien zacząć od przestrzeni w skali jego domu, ktoś inny powinien zacząć od swojego stołu. Jeszcze inny ma w domu jak w pudełeczku poukładane, ale trwoni czas, który mógłby ofiarować pożytecznym organizacjom – albo po prostu sąsiadce w potrzebie.  Na pewno wszyscy myślący ekologicznie, troszczący się o porządek i harmonię w swoim otoczeniu  powinni uporządkować swoją hierarchię wartości, odpowiedzieć sobie na pytanie: co, tak na prawdę, jest dla mnie, dla mojej rodziny  teraz ważne.
Kiedy z taką uważnością przyjrzymy się najbliższemu otoczeniu, pozostaniemy też uważni i wrażliwi wobec większych decyzji. Jeśli żyjemy w chaosie, źle organizujemy dzień po dniu, potykamy się o bałagan w domu, giniemy w bałaganie swojego stołu do pracy - nie będzie nam przeszkadzał chaos na osiedlu czy w miasteczku, w którym mieszkamy. A przecież chaos niekoniecznie dotyczyć musi samej tylko przestrzeni.

Czasem  smutnym zwycięstwem chaosu jest osamotnienie ludzi wrażliwych ekologicznie, gotowych do uczestnictwa, gotowych poświęcić swój czas. Jest wiele organizacji ekologicznych, fundacji, grup o mniej lub bardziej politycznych programach. Słyszymy rozmaitego rodzaju ostrzeżenia przed łączeniem spraw ekologicznych z polityką czy obyczajowością trudną do akceptacji. Nie może to być powodem do zaniechania współpracy. Trzeba uważnie i roztropnie zgromadzić informacje, pójść na jedno czy dwa spotkania, zobaczyć z bliska realizację takiej czy innej akcji. Trzeba też mieć odwagę Apostołów, którzy szli do pogan i Żydów, do wszystkich narodów – pomni na przykład Nauczyciela, o który mówiono, że „jada z celnikami i grzesznikami”.
Pomyślcie więc, czy nie trzeba przez lupę zobaczyć dni swojego życia, przez pryzmat jednego dnia spojrzeć na ten wycinek rzeczywistości, na jaki mamy realny wpływ i dążyć do harmonii i równowagi –  na  miarę swoich możliwości. Odpowiedzieć sobie, do czego dążę, co mogę ofiarować, z kim się sprzymierzę w działaniu?
Piotr Wojciechowski