Pandemiczna jesień roku 2020 przyniosła światu nie tylko kolejne fazy szerzenia się choroby wywołanej koronawirusem. Nie tylko kolejne lęki, kryzysowe napięcia, straty i cierpienia. W Asyżu na płycie grobu Świętego Franciszka papież noszący jego imię podpisał kolejną encyklikę nawiązującą do głoszonej przez Biedaczynę z Asyżu nauki o powszechnym braterstwie. To nadzwyczajny, wielki i trudny dokument. Kiedy go czytam, muszę wrócić myślą nie tylko do patrona papieża i encykliki, ale też do najgłębszego, biblijnego zakorzenienia nauki o braterstwie. Ten franciszkański wicher, który w XII wieku napełnił Kościół nową młodością, teraz zdaje się wiać jeszcze raz, z nową mocą. Piszę o tym w ekologicznym felietonie, bo właśnie z biblijnego zakorzenienia wynika to franciszkańskie pojmowanie braterstwa – poprzez wcielanie w ludzkie sprawy miłości Boga-Stworzyciela, poprzez wspólnotę braci odpowiedzialnych wspólnie za planetę i całe stworzenie, braci obdarowujących się wzajem. Trzeba się wsłuchać w to, co zapowiada psalm 148:
Chwalcie Pana na ziemi
potwory morskie i wszystkie głębiny
ogniu i gradzie, śniegu i mgło,
burzo gwałtowna, która wypełnia jego rozkazy,
góry i wszystkie pagórki,
drzewa owocowe i wszystkie cedry,
zwierzęta i wszelakie bydło,
gady i ptaki niebieskie,
królowie ziemi i wszystkie narody,
książęta i wszyscy sędziowie ziemi,
młodzieńcy i dziewice, starcy i chłopcy.
Rewolucja Biedaczyny z Asyżu nie polegała na ogłoszeniu czegoś nowego. Do drzwi żadnej świątyni nie został przybity pergamin z listą kategorycznych tez. Wezwanie św. Franciszka był wybuchem upartej pokory, wezwaniem do powrotu na te ścieżki, które wydeptały wcześniej pokolenia idących ku Bogu. Jeszcze przed ewangeliami Bóg objawił się w słowach psalmów, intuicje psalmistów uparcie pokazują jedność stworzenia i Prawa, jedność materialnego świata i ludzkiego bytu. Jednym tchem potwory morskie, drzewa owocowe, książęta i dziewice… Wszystko jak porwane wichrem Bożej chwały. Tak jak „pieśń słoneczna” Franciszka z Asyżu jest echem psalmów, tak encyklika „Fratelli tutti” – „Wszyscy braćmi” jest echem, dopełnieniem idei franciszkańskiego braterstwa pełnionego w duchu służby, pokory, ofiarnego ubóstwa.
Papież Franciszek wierzy w nas, w ludzi. Dlatego zwraca się nie do wierzących, a do wszystkich, do „królów ziemi i narodów”. To znaczy do tych, co rządzą państwami, wielkimi korporacjami i bankami, partiami i Kościołami – do królów. Ale także do narodów – do każdego z nas. W punkcie 90. zachęca, abyśmy rozwinęli szczodrą zdolność do przyjmowania pielgrzymów w drodze, dając w ten sposób przykład wypełniania świętego obowiązku gościnności. Daje za przykład plemiona pustyń i benedyktyńskich mnichów, mających gościnność w regule, których św. Benedykt wezwał, aby z największą troskliwością przyjmować ubogich i pielgrzymów, chociaż mogłoby to zakłócić porządek i ciszę w klasztorach. Franciszek pokazuje nam perspektywy – maksymalistyczne, ewangeliczne i romantyczne zarazem – dalekich horyzontów, do jakich jesteśmy wezwani, wbrew egoizmowi i lękom. Oto w punkcie 124. mówi: Przekonanie o wspólnym przeznaczeniu dóbr ziemi wymaga dziś, aby miało ono zastosowanie także do krajów, ich terytoriów i zasobów.[…] możemy powiedzieć, że każdy kraj jest także krajem cudzoziemca, ponieważ nie można odmówić potrzebującym, pochodzącym z innego miejsca, dóbr danego terytorium. Bo, jak nauczali biskupi Stanów Zjednoczonych, istnieją podstawowe prawa, które „są uprzednie względem jakiegokolwiek społeczeństwa, ponieważ wypływają one z godności nadanej każdej osobie jako stworzonej przez Boga”.
My tu w Polsce, nawet gdy cierpimy braki, niepokoje, zagrożenia – nadal jesteśmy częścią bogatej i bezpiecznej Europy. Niełatwo nam „wstać z kanapy” – jak wołał Franciszek do młodych. Wydaje się nam, że niewiele możemy przygnieceni wieściami o szerzeniu się epidemii, poddani ograniczeniom, oddzieleni od siebie dystansem społecznym i maseczkami. I właśnie w takiej sytuacji z Watykanu i Asyżu słyszymy wezwanie, aby ratować najbiedniejszych świata, aby czynić sprawiedliwość i chronić planetę i jej zasoby. Trzeba pochylić się nad tym obszernym tekstem i wyczytać w nim to, co najważniejsze – że ratować Kościół i nas w Kościele można tylko przez zabranie się do ratowania świata, uznając, że wszystkim wartościom (…) powinna towarzyszyć ta zdolność do przekraczania siebie w otwarciu na innych (FT 90). Kościół jeszcze mocniej i powszechniej stający w obronie głodnych, wypędzonych, skrzywdzonych ekonomicznym czy politycznym uciskiem będzie odzyskiwał powszechną sympatię, autorytet, będzie głosił Ewangelię działaniem. Wiem, ile w Polsce jest uprzedzeń i obaw w stosunku do przyjmowania uchodźców. Wiem, że rozwiązaniem idealnym byłoby budowanie takiego świata, w którym nikt nie uciekałby przed przemocą, w którym każdy mógłby żyć bezpiecznie i dostatnio w kraju swojej tradycji, kultury, religii. Świat co chwila pokazuje z całym okrucieństwem, że daleko do tego ideału. Dlatego musimy przełamywać opory, lęki i uprzedzenia i przyjmować uchodźców tak, aby czuli się przyjmowani przez braci, a nie spekulantów taniej siły roboczej. Chcemy Kościoła, który uzbrajałby nas w miłość potrzebną do takiej gościnności.
O taki Kościół będziemy się modlić, pamiętając, że Święty Jan Paweł odchodząc, chciał nas umacniać w „wyobraźni miłosierdzia”. Bez niej niemożliwe jest braterstwo postulowane przez Franciszka. Uważnie widzieć braci w niedoli – na dalekich kontynentach i w sąsiednich drzwiach. Współczuć im, wyobrażając sobie ich cierpienie, głód, lęki. Uczciwa i sprawiedliwa wyobraźnia miłosierdzia musi ogarniać myślenie ekologiczne o planecie, a także ekologiczne działanie – już tu blisko – w swojej kuchni, na swoim podwórku, w swoim osiedlu. Wyobraźnia pozwoli zobaczyć, jak krzywdzą ludzi klęski ekologiczne. I uwierzyć miłosierdziu tak mocno, aby wyciągnąć ręce do pomocy, rzucić banknot do puszki, wezwać innych – działajmy, to bardzo mocna modlitwa.
Piotr Wojciechowski