Podróż do Kalwarii Pacławskiej nie jest trudna. Wystarczy dojechać do Przemyśla a stąd przez ostatnie 25 km drogę wskazują dobrze ustawione drogowskazy, ale podróż do Kalwarii Pacławskiej zawsze jest wyjątkowa. Tutaj nie można "wstąpić po drodze" tutaj zawsze trzeba jechać "specjalnie".

Droga prowadzi do klasztoru i... dalej jest już tylko dobrze z góry widoczna granica państwowa polsko-ukraińska oraz tereny projektowanego Turnickiego Parku Narodowego. "Każda droga prowadzi do świątyni" - jak w słynnym filmie Abuładze pt. "Pokuta".



W naszej wędrówce jesteśmy już w tutejszym gminnym ośrodku, założonym w XVIII w. przez Fredrów Fredropolu. Przecięliśmy właśnie pątniczy szlak którym od niepamiętnych czasów podążają pielgrzymi z Przemyśla do kalwaryjskiego sanktuarium. W 1991 r. został on nazwany im. Jana Pawła II i fachowo oznaczony przez Wojewódzki Zarząd Parków Krajobrazowych w Przemyślu. Droga wije się wśród pól i wzgórz Pogórza Przemyskiego. Krajobraz jest spokojny, linie horyzontu uginają się łagodnie nachodząc na siebie. Wokół czarne i szarozielone pola, gdzieniegdzie zabudowania, w oddali las. Wzrok wyraźnie odpoczywa; nie warto tylko odwracać się na północ - tam razi oko wieża przemyskiego przekaźnika radiowo-telewizyjnego. Lepiej obserwować ukazujące się w oddali pasmo górskie Suchego Obycza lub zbliżający się do nas bukowo-jodłowy las, choć jest on przesłonięty lekką, szarą mgłą. Ta mgła jest ważna: wtapia las w nieostry, niedorysowany obraz, który przemawia niedopowiedzeniem lub zapowiedzią czegoś ważniejszego. Bo przechodząc na jego drugą stronę objawia się obraz wyjątkowy: pomiędzy wzgórzem Hyb (424 m npm) a Górą Oliwną (414 m npm) rozległa dolina rzeki Wiar a na górze przed nami pomiędzy drzewami wyrastają wieże kalwaryjskiego kościoła. Majestat obserwowanej panoramy sprawia, iż nie dziwimy się, że w tym miejscu starzy pielgrzymi padają ze czcią na kolana.

Droga serpentynami zjeżdża w dół. Obserwujemy nigdzie tak wyraźnie niespotykany przebieg krawędzi Karpat tzw. Sigmoidę przemyską bogatą w interesujące obiekty geologiczne. To właśnie tutaj Wiar opuszcza Karpaty. Dolina rzeki porośnięta gęstymi krzewami jest doskonałym miejscem lęgowym ptaków. A w rzece: naprawdę czysta woda w której podobno bez problemu spotkać można pstrąga źródlanego. Na łagodnych zboczach Góry Oliwnej spotykamy pierwsze kapliczki zwiastujące rozległe dróżki sanktuarium kalwaryjskiego. Jedną z nich jest zbudowana wśród drzew i krzewów kapliczka "W ogrodzie oliwnym", co tłumaczy nam nazwę samej góry.

Nasza droga skręca prostopadle do rzeki i zaczyna piąć się w górę. Zatrzymujemy się na granicy lasu i wchodzimy na porośnięte trawami wzgórze. To tzw. Gradusy - liczny zespół kaplic wyznaczających stacje "Dróżek Pana Jezusa" i jego Drogi Krzyżowej. "Dróżki" to po prostu drogi łączące jedną kaplicę z drugą, ale to także nazwa specyficznego nabożeństwa związanego z Kalwarią, które polega na obchodzeniu poszczególnych kaplic, śpiewaniu odpowiednich pieśni i rozważaniu religijnych treści upamiętnionych w kolejnych stacjach. Kaplice kalwaryjskie obejmują: Dróżki Pana Jezusa liczące 28 stacji oraz dróżki Pogrzebu i Wniebowzięcia Najświętszej Maryji Panny liczące 14 stacji. Całe dróżki obejmują 35 kaplic murowanych, 7 drewnianych i 5 figur rozlokowanych na rozległym terenie, którego topografia ma odpowiadać autentycznym stacjom jerozolimskim w Ziemi Świętej. Obchód najdłuższych Dróżek Pana Jezusa trwa ok. 8 godz., a długość pomiędzy 14 stacjami Drogi Krzyżowej wynosi 1660 m. Dla pątników pobliska góra Hyb jest Golgotą, rzeka Wiar Jordanem itd. Gradusy to schody przed pałacem Piłata, to też całe wzgórze przedstawiające niektóre zabudowania Jerozolimy w czasach Jezusa. Są tu również domy Annasza, Kajfasza, Heroda, bramy miasta i jego ratusz. Kaplice które oglądamy wzniesiono ok. r. 1825 a przebudowano w II poł. XIX w. Ich architektura nosi znamiona klasycyzujące, zaś w ich wystroju zdecydowanie dominuje sztuka ludowa.

Zadziwiające, ale krążąc wśród tych kaplic zupełnie przestaliśmy rozmawiać; pojawia się podziw nad doskonałym ich wkomponowaniem w krajobraz i religijna refleksja nad kondycją ludzką...

Dróżki wchodząc w las ostro pną się w górę do największej z kaplic - Ukrzyżowania. A my wracamy do samochodu, aby utwardzoną drogą wjechać na kalwaryjską górę.

Kalwaria Pacławska zawdzięcza swe powstanie inicjatywie wojewody podolskiego, kasztelana lwowskiego Andrzeja Maksymiliana Fredry (1620-1679). Założony przez niego klasztor i kościół franciszkański przyczynił się do powstania osady. Miejsce dla nich wybrał Fredro wyjątkowo rozważnie: usytuowanie klasztoru na szczycie najwyższej w okolicy góry zwielokrotniało walory obronne (częste były wtedy napady tatarskie czy rozbójnicze) oraz likwidowało niebezpieczeństwo powodzi z niespokojnego Wiaru. Ale głównymi motywami fundacji Fredry były względy religijne. Znana jest legenda opowiadająca, jak to podczas jednego z polowań w borach ziemi przemyskiej hrabia puścił się w pogoń za szczególnie dorodnym jeleniem. I oto nagle uciekające zwierzę zatrzymało się , a pomiędzy jego porożem ujrzał Fredro jaśniejący krzyż. Przerażony i zachwycony zarazem postanowił upamiętnić to miejsce wznosząc na nim kościół pod wezwaniem Znalezienia Krzyża Świętego oraz klasztor. Charakter fundacji nawiązywał do szczególnej formy kultu pasyjnego, jakim były zakładane w owym czasie w różnych miejscach Europy tzw. kalwarie ze stacjami Męki Pańskiej w formie kaplic na wzór Drogi Krzyżowej w Jerozolimie, będącej wtedy pod panowaniem Turków osmańskich. Opiekę nad nowym miejscem kultu w 1668 r. powierzył Fredro franciszkanom, którzy do dzisiaj są stróżami sanktuarium.

Wsłuchani w historię Kalwarii przekraczamy bramy tego cennego zabytku polskiej kultury. Na rozległym placu kościelnym rośnie wiele pomnikowych jesionów i lip. Między nimi widzimy charakterystyczną trójpolową fasadę kalwaryjskiego kościoła z dwoma wieżami i pięknym tympanonem. Fasadzie majestatu dodaje obszerna galeria - balkon nad głównym wejściem, z którego celebrowane są odpustowe nabożeństwa. Przez szerokie podcienia wchodzimy do wnętrza. Obecny kościół został zbudowany w latach siedemdziesiątych XVIII w. z funduszy drugiego wielkiego dobrodzieja Kalwarii Szczepana Dwernickiego. Jest to orientowana (zbudowana na osi wschód-zachód, z prezbiterium od strony wschodniej), trójnawowa barokowa bazylika z transeptem i bogatą polichromią zdobiącą wszystkie ściany wraz ze sklepieniem. Wyposażenie świątyni, choć w większości z XIX w. również jest w stylu barokowym. W głównym ołtarzu dominuje duży krucyfiks ozdobiony promieniami, natomiast wśród bocznych ołtarzy wyróżnia się umieszczony w południowym skrzydle ołtarz słynącego łaskami obrazu Matki Bożej Kalwaryjskiej. To najcenniejszy skarb sanktuarium. Maryja jest przedstawiona w pełnej chwale, jako królowa niebios, a jej piękna twarz o subtelnych rysach zdradza rękę wytrawnego malarza. Odsłonięte prawe ucho sprawia, że często jest nazywana Matką Słuchającą.

Nie wiadomo, kiedy i przez kogo obraz został namalowany. Wiadomo, że w XVII w. był już czczony w franciszkańskim kościele w Kamieńcu Podolskim, a na Kalwarii znajduje się od r. 1679.

W pustym o tej porze dnia kościele panuje cisza i przejmujący spokój. Jedynie z rozświetlonego wizerunku spoglądają na nas duże przepełnione smutkiem oczy Maryi...

Przez przedsionek zakrystii przechodzimy do klasztoru. Po drodze naszą uwagę zwraca jeszcze plan dróżek sprzed 100 lat oraz wzbudzający refleksję nad marnością życia obraz pt. "Taniec śmierci". Jest to kopia malowidła Hohlbeina, zrobionego na sposób, popularnych kiedyś, malowanych "katechizmów dla ubogich" - zapewne prekursorów dzisiejszych komiksów.

Piętrowy kwadrat klasztoru, według klasycznego układu, przylega od południowej strony do kościoła. Jego obecna forma pochodzi z r. 1843. Wychodząc na klasztorne podwórze mijamy budynki gospodarcze, stary, zbudowany w latach 1906-7 dom pielgrzyma mieszczący obecnie nowicjat dla młodych franciszkanów oraz nowy dom pielgrzyma wzniesiony w ostatnich latach wraz z nowoczesną oczyszczalnią ścieków. Kierujemy się w stronę cmentarza i neogotyckiej grobowej kaplicy rodziny Tyszkowskich. Wokół dominują ogromne, pomnikowe lipy, dęby i jesiony, a między nimi pięciometrowy cis - jeden z licznych, w sposób naturalny odradzających się tutaj, egzemplarzy tego gatunku. Siadamy w cieniu drzew, by sycić oczy wspaniałą panoramą i utrwalić w sobie bogate estetyczne i religijne przeżycia.

Przed nami widnieją ciemne bukowo-jodłowe masywy Suchego Obycza i Turnicy, gdzie pomiędzy nimi leży słynne "państwo arłamowskie" czyli dawny rządowy ośrodek łowiecki utworzony w połowie lat sześćdziesiątych, otoczony 120 kilometrowym ogrodzeniem z własnym kompleksem hotelowym i małym lotniskiem. Tutaj w stanie wojennym był więziony Lech Wałęsa. To tutaj są jeszcze tak liczne naturalne starodrzewia leśne, gdzie stuletnie jodły czy buki nie są rzadkością i gdzie żyją jeszcze dziko rysie, wilki, żbiki i orły przednie. Od czasu wojny domowej w latach 1944-48 jest to obszar prawie niezamieszkały. Doskonałe warunki rozwoju mają więc naturalne biocenozy. Bioróżnorodności wyjątkowo sprzyja mozaikowy układ łąk, lasów, zarośli i wtórnych muraw otaczających ostatnie drzewa owocowe dawnych ogrodów. Ten przepiękny wschodniokarpacki krajobraz w dorzeczu Wiaru aż prosi się o specjalną ochronę. Od dziesięciu lat trwają przecież starania o utworzenie tutaj na obszarze przynajmniej 19 tys. km2 Turnickiego Parku Narodowego.

Jest jesień 1997 r.; siedzimy na franciszkańskim wzgórzu kalwaryjskim i do wszystkich starań dołączamy naszą małą modlitwę do św. Franciszka, patrona ekologów o spełnienie się pragnienia ochrony takich wspaniałych przykładów boskiego stworzenia.

Wędrowali: Anna Cwener, Ewa Pajdowska, Stanisław Jaromi, Radosław Stojek