Od wczesnego dzieciństwa to był mój las. Tak go w myślach nazywałem - mój las. Od kiedy mały modrzewiowy lasek nieopodal wsi "nie wystarczał" na podchody, dziecięca ciekawość zapędziła mnie pod te cieniste korony. Wnętrze tego lasu wyglądało jak mroczny romański kościół w którym z rzadka tylko przebijało słoneczko przez korony drzew jak przez wąskie okienka. Las był wielki, ciemny, lecz mimo że wywoływał lęk przecież lubiłem tam chodzić i robiłem to coraz częściej. Z biegiem czasu mimo, iż tak wielki, poznałem go jak przysłowiową "własną kieszeń". Znałem w nim wszystkie duże gniazda. Wiedziałem w którym jest lęg myszołowa a w którym jastrzębia. Znałem miejsca, gdzie lęgły się drozdy, gdzie rosły widłaki i gdzie można spotkać orzesznicę. Z dziecięcym zapałem potrafiłem nieraz godzinami czatować na chwilę, gdy zmieniają się w dziupli wysiadujące dzięcioły czarne. Potrafiłem wiele czasu poświęcać na obserwowanie karmiącego dzięcioła dużego. Trwałem nieporuszony mimo kłujących bezlitośnie komarów i wszędobylskich mrówek.

Człowiek jest mały wobec potęgi Natury - słaby, bezbronny, skazany na choroby i śmierć. Od momentu pojawienia się na Ziemi próbuje rozwiązać tajemnicę życia i uchronić się przed strasznym, które czyha na każdym kroku. Nie ma miejsca bezpiecznego. Wszędzie mogą dopaść człowieka złe moce. Czy jest na nie sposób? Czy można zmierzyć się i zapanować nad Naturą?

Najbiedniejszy w zjednoczonej Europie, ale jakże piękny region Wyżyny Lubelskiej. Tu ziemia porozcinana lessowymi wąwozami, dzikimi rzekami  rodzi piękne sosny, jodły i buki. Tu Królowa Polskich Rzek prowadzi tysiące ptasich rodzin, tu Bug meandruje granicą państwa. Tu przyjeżdżają miliony odkrywców Polski, gdzie słońce wschodzi nad wzniosłymi przybytkami modlitwy, kościołami, cerkwiami, synagogami, zamkami i pomnikami poległych. Krajobraz Lubelszczyzny to wiecznie kwitnące sady, kolorowe łąki, złociste łany zbóż. Piękno stworzone przez Boga, Przyrodę i Człowieka jest bezcennym darem, o którym należy mówić i którym należy się dzielić.

Stara drewniana chałupa w podzamojskiej wsi, z jedną - zachodnią - ścianą pozbawioną szalunku, właściwie nie wiadomo dlaczego. Ale większość chat w mojej wsi, tych starych chat tak właśnie wygląda. Pierwotnie pomalowane były na różne odcienie brązu, dziś już tylko niektóre zachowały ten kolor, ale zachodnia ściana zawsze świeci białością.

Otaczały wielką falista powierzchnią wioskę, w której się wychowałem. Na pierwszy rzut oka nic szczególnego - wszystkie takie same. Zagony i miedze, zboża i miedze, pastwiska i miedze. Różnią się chyba tylko rodzajem plantacji. Dla obcego może tak, dla przyjezdnego, zapewne tak, ale nie dla swoich. Swoi znają charakter każdego pola. Nazywają je odpowiednio do tego charakteru. Nazwy te są przekazywane synom przez ojców, wnukom przez dziadków, a ci wnukowie przekażą je dalej jeszcze - swoim wnukom. Takie choćby pola "na krzaku".