Fair-trade w Swieta?Nasza akcja pod hasłem „Święta ekologicznie, zdrowo i duchowo” zainicjowała dyskusję o stylu naszego świętowania. Bowiem współczesny chrześcijanin nie może nie brać pod uwagę konsekwencji swoich wyborów w tym tych konsumenckich. Jeden z wątków dyskusji dotyczył karpia i związanych z nim tematów traktowania ryb i zwierząt. Napisaliśmy: Nie chodzi o to, żeby karp zniknął z naszych wigilijnych stołów. Ale czy musimy przyczyniać się do cierpienia zwierząt na masową skalę w tym okresie?

 

 

W dyskusji Agnieszka pytała: "ale dlaczego w ogóle kupować karpia?". Chyba nikt z nas nie tęskni do czasów, gdy zakłady pracy wcielając w życie hasło "karp na każdym polskim wigilijnym stole" zarzuciły rynek (zauważmy, że jednak nieporównywalnie uboższy w produkty spożywcze aniżeli nam współczesny) żywą rybą. Skoro dziś mamy wybór, to czemu by nie spróbować zakosztować w nadchodzącą Wigilię atmosfery czuwania na narodzenie Jezusa, której towarzyszyć będzie pokój i harmonia z Bożym stworzeniem. Jeśli naprawdę lubisz smak ryby (bo to dziś chyba jedyny szczery argument, który może paść na zadane przeze mnie pytanie), to czy nie warto przedłożyć nad ucztę dla ciała strawy dla ducha?

Kasper odpowiadał: Ale dlaczego rezygnować z karpia zatorskiego, skoro jest to nasza tradycja, dobro regionalne i smaczna potrawa? Myślę, że problemem nie jest to, że ludzie tego dnia jedzą karpie, ale przyczyniają się do masowej eskalacji cierpienia tych ryb. Czemu tak trudno jest wyegzekwować prawo odnośnie ich przechowywania i sprzedawania? Czemu bezmyślnie ładujemy je żywe do folii? Czemu tak łatwo uciszamy swoje sumienie? Jeżeli nie reagujemy przy okrucieństwie i nieludzkim traktowaniu zwierząt, dlaczego mielibyśmy reagować, gdy coś nie tak dzieje się z drugim człowiekiem. Ale jeżeli ktoś w tych dniach całkowicie zrezygnuje z ryb w imię osobistych motywacji duchowych lub nie chcę mieć w ogóle udziału w tym bezmyślnym procederze, naprawdę chylę czoła..

Agnieszka raz jeszcze: Tradycja, dobro regionalne, smaczna potrawa - ok, dla mnie to perspektywa człowieka wypatrującego świątecznego odpoczynku. Dodam, że osobiście mam spore wątpliwości co do przyjętego w naszej kulturze nazywania nawyków konsumpcyjnych (i to nie tylko w znaczeniu jedzenia ale szczerzej: kupowania) tradycją celem nadania im statusu świętości, której nie można tknąć, chociażby rozważając czy wnoszą jakieś wartościowe treści do kultury, czy odwrotnie. Ale skoro żyjemy w czasach, gdy pierwszoplanową rolą społeczną człowieka jest bycie konsumentem, to faktycznie może i już prawie nikogo to nie dziwi. Karp jaki jest (i jak go zabijają) każdy (dzieci też) widzi - w supermarketach, na ulicach naszych miast, w klasztorach nawet. Tyle, że w społeczeństwie, gdzie należy kupować, konsumować, wyrzucać, by jeszcze więcej kupować, konsumować, wyrzucać etc. ta konsumpcja dóbr jest celem, który uświęca środki a cała zabawa polega na tym, by nabyć jak najwięcej po najniższej cenie (gdy towarem staje się zwierzę - produkty z niego i od niego pochodzące, ono płaci swoim dodatkowym cierpieniem za obniżenie kosztów "produkcji"). Konsument działa na rynku tylko i wyłącznie po to, aby zaspokoić swoje potrzeby (znacznie częściej wykreowane przez rynek aniżeli niezbędne) stąd też trudno mu przychodzi dostrzec krzywdę innego (np. wyzyskiwanego pracownika korporacji). Tymczasem jest jeszcze inna perspektywa: człowieka Adwentu, który czeka na narodzenie Jezusa i co więcej wyczekuje Paruzji. Gdy rozejrzymy się wokół może uda nam się dostrzec kogoś kto chciałby zaufać Bogu, ale nie jest w stanie dać Mu wiary, gdy przedstawiamy nasze wyobrażenie o Nim. "Bóg się rodzi, karp truchleje" - ulotki z taką parafrazą rozdaje jedna z organizacji działających na rzecz praw zwierząt. A gdyby się okazało, że decyzja o rezygnacji z jednej z wigilijnych potraw miała chociażby jednej osobie pomóc w podjęciu próby otwarcia serca na przyjście Jezusa?

Ja ze swej strony dodawałem praktyczne wskazówki typu: jeśli kupujemy karpia to hodowanego tradycyjnie np. u sióstr benedyktynek w Staniątkach; unikajmy zaś tych z przemysłowych hodowli karmionych wysokobiałkowymi granulatami (krótszy i bardziej wygrzbiecony, gdyż rósł nienaturalnie szybko – jak mówi krakowski ‘Pan Karp’ Z. Bober).
A jeśli kupujemy inne ryby to zwracajmy uwagę czy nie są zagrożone wyginięciem, a ich połowy nie szkodzą środowisku. Np. wg WWF aż 15 gatunkom grozi całkowite wyginięcie, a ich połowy poważnie szkodzą środowisku a drugie tyle choć nie są bezpośrednio zagrożone wyginięciem, to ich połowy lub hodowla szkodzą środowisku. Karp jest w grupie ryb, które nie są zagrożone wyginięciem, a ich połowy nie szkodzą środowisku. Można zatem je kupować i jeść ze smakiem.

Niestety w przeciwieństwie do WWF organizacje walczące o prawa dla zwierząt od kilku lat protestują przeciwko karpiowi na polskim stole. Jedni robią to jako kolejne działania antykatolickie, inni z powodu swej osobistej wrażliwości i przekonania.

Tak się składa, że karp jest typowo polskim wigilijnym daniem. Czytam, że w Danii jest to kaczka, w Norwegii żeberka wieprzowe i mięso owcze, w Francji pasztet z gęsiej lub kaczej wątróbki, w Anglii pieczony indyk…
Gdy zapytałem o opinię znajomego biologa i przyrodnika wskazał na co coś, co można nazwać logiką przyrody w której jest wiele gatunków służących na pokarm innym. Zwierzęta i ryby hodowlane są hodowane dokładnie w tym celu.

Warto jednak rozwijać polską debatę na temat jakości żywności, przyszłości rolnictwa czy dobrostanu zwierząt hodowanych. Jednak – jak pisałem niedawno w piśmie rolników ekologicznych - w moim odczuciu szczególne miejsce ma w niej obraz sytuacji zwierząt w hodowlach przemysłowych. Świat, który się nam okazuje jest rzeczywistością okrutną i dla zwierząt i dla ludzi…
Ten okrutny świat to efekt wielkiego procesu odrzucenia wartości, Pana Boga i zasad, które tradycyjnie funkcjonowały w naszej relacji do przyrody. Ten świat wodzi nas na pokuszenie, oferując produkt żywnościowy (zwłaszcza mięsny) tanio i na każdą okazję. Ten świat wspiera ulgami podatkowymi twórców takiego systemu - wielki agrobiznes powiązany z sieciami handlowymi i z producentami pasz i żywności GMO.

Cały system marketingowo-handlowy wodzi nas na pokuszenie i domaga się duchowego przeciwstawienia. Warto w tej pracy duchowej wykorzystywać tradycyjne metody Kościoła: post, modlitwę i pielgrzymkę. Nie musimy poddawać się marności i zepsuciu, możemy razem we wspólnocie dążyć do przemiany i wyzwolenia przez śmierć i zmartwychwstanie Bożego Syna. Możemy dbać o „czyste serca” nasze i innych – czyste, bo wolne od chciwości i marnotrawstwa, bo nie zatrute przez śmieciowe żarcie i przez toksyczny system korporacyjno-marketingowy…

Szanujmy też wszystkich, którzy jak Agnieszka dla Jezusa i wzrostu duchowego rezygnują z jedzenia karpia; szanujmy tych, którzy (jako chrześcijanie) wybierają weganizm i tych, którzy kupią karpia (hodowanego tradycyjnie) czy szynkę (od eko-rolnika ze swej okolicy)…
Po prostu szanujmy się nawzajem i na te Święta i zawsze. Tak będziemy bardziej duchowi i bardziej EKO!

o. Stanisław

15 krokow w te swieta..