Minęło 100 lecie urodzin ks. Jana Twardowskiego, duszpasterza i poety o wielkim, franciszkańskim i ekologicznym sercu. Z tej okazji publikujemy fragmenty tekstu pt. „Jan od Biedronki i Biedaczyna z Asyżu oraz… pies proboszcza w tle”. Jego autorką jest nasz przyjaciel Anna Kalinowska, biolog-ekolog, dyrektor Uniwersyteckiego Centrum Badań nad Środowiskiem i Zrównoważonym Rozwojem, członek Komisji Edukacji i Komunikacji Światowej Unii Ochrony Przyrody IUCN, autorka wielu publikacji popularyzujących dziedziny ekologii a także książek dla dzieci m.in. Łaskotani chrabąszcza wąsami- po zielonym świecie z ks. Janem Twardowskim.
Nie jestem polonistką, a tym bardziej krytykiem literackim, ale biologiem-ekologiem i nie śmiałabym pisać o twórczości księdza Jana Twardowskiego (1915-2005), jednego z największych i najbardziej kochanych polskich poetów, gdyby przekraczania zawodowych kompetencji nie usprawiedliwiały dwa istotne względy. Po pierwsze, poezja księdza Jana tak serdecznie oddaje myśl patrona mojego zawodu - świętego Franciszka z Asyżu. Po drugie, dla wyjaśnienia moich „zawodowych związków” z twórczością księdza Twardowskiego muszę wspomnieć (choć może zabrzmieć to jak dysonans w stosunku do osoby tak nieznoszącej formalizmów i odżegnującej się od urzędowych słów jak ksiądz-poeta) o dokumentach, których popularyzacja aż prosiła się o motto z pewnego wiersza … Otóż po latach dramatycznie pogłębiającego się, zwłaszcza od połowy XX w., kryzysu ekologicznego w 1992 roku w Rio de Janeiro na Konferencji Narodów Zjednoczonych zwanej Szczytem Ziemi doszło do podpisania dwu dokumentów kluczowych dla przyszłości Ziemi. Pierwszy z nich to Deklaracja z Rio zalecająca krajom-sygnatariuszom wprowadzanie zasad zrównoważonego rozwoju, czyli gospodarowania zasobami Ziemi w sposób ograniczający ich niepohamowaną konsumpcję tak, by sprawiedliwie je dzielić z obecnymi i przyszłymi pokoleniami. Drugi dokument to Konwencja o różnorodności biologicznej nakazująca ochronę i poszanowanie wszystkich żywych organizmów i środowisk, a nie tylko tych użytecznych dla człowieka. Oba te międzynarodowe zobowiązania są prawdziwą emanacją myśli świętego Franciszka z Asyżu głoszącego umiar w korzystaniu z dóbr świata oraz szacunek dla całego bez wyjątku Bożego Stworzenia. Czegokolwiek by nie mówiono na ten temat, uważam, że istotne dla kształtowania i dojrzewania myśli przewodniej dokumentów z Rio było zwrócenie uwagi społeczności międzynarodowej na przekaz franciszkański. Stało się tak dzięki ogłoszeniu świętego Franciszka patronem ekologów przez papieża Jan Pawła II w 1979 roku.
Jednak pomiędzy najlepszymi nawet dokumentami a ich zrozumieniem oraz zagoszczeniem w świadomości zbiorowej droga bardzo kręta i żmudna. Wędrówkę tą drogą ułatwiać powinna powszechna edukacja na temat związków człowieka i przyrody. W 1993 roku, kiedy jeszcze dokumenty z Rio znane były co najwyżej w środowiskach naukowych i działaczy ekologicznych, miałam zaszczyt wygrać konkurs na pierwszy podręcznik do ekologii dla licealistów. Poszukując nowej formuły zbliżenia do młodego czytelnika, licząc na jego wrażliwość, najwłaściwsze wydało mi się rozpoczęcie książki słowami poety. Od razu nasuwały się jako motto słowa księdza Jana Twardowskiego, poety szczególnie wrażliwego na dobro przyrody. Rachunek dla Dorosłego, wiersz powstały jeszcze w 1976 roku, jawił się poetycką, subtelną kwintesencją głębokich przyczyn ekologicznego kryzysu. Skłaniał do refleksji i w podtekście był namową do umiaru, podsuwając kierunek zmian własnych zachowań wobec świata w stronę zrównoważonego rozwoju:
Jak daleko odszedłeś
Od prostego kubka z jednym uchem
Od starego stołu ze zwykłą ceratą
Od wzruszenia nie na niby
Od sensu
Od podziwu nad światem…
Dla równowagi wobec słów poety w podręczniku zasadniczo przyrodniczym potrzebne było także motto pochodzące od naukowca. Wiersz Jana Twardowskiego zestawiony został z refleksją chłodno myślącego, znanego francuskiego biologa, profesora Jeana Dorsta:
Przyczyny naszych nieszczęść tkwią w naszych duszach. I tam też znajdują się powody nadziei, że staniemy się wreszcie prawdziwymi ludźmi. Proces uczłowieczenia może posuwać się dalej tylko pod warunkiem, że poczujemy się w pełni solidarni ze światem żywym, z tą ziemią, której elementy chemiczne nagromadziły się stopniowo przez cztery miliardy lat, by utworzyć dziwnego i skomplikowanego dwunoga, któremu Linneusz przedwcześnie nadał imię Sapiens.
W tym zestawieniu cytat naukowca wydał się mocno patetyczny, a zarazem… nieco „łopatologiczny” przy sile prostych słów wiersza...
Choć do czasu wydania Ekologii udało mi się zgromadzić już niemal wszystkie ukazujące się tomiki poezji księdza Twardowskiego, to dopiero z racji książki miałam szczęście osobiście Go poznać. Przy okazji każdej rozmowy czułam się zdumiona rozległą, a zarazem szczegółową przyrodniczą wiedzą księdza Jana i ja, chociaż biolog, nie raz musiałam się zawstydzić lukami w swym zoologicznym czy botanicznym wykształceniu. Tajemnice takiej szczególnej znajomości tego, co jako biolodzy nazywamy „różnorodnością biologiczną”, ksiądz-poeta wyjawia w swoich wspomnieniach:
Zachwyca mnie otaczający świat, jego kolor, dźwięk, zapach, różnorodność. Wracam do starego Linneusza, który nazwał po imieniu zwierzęta, ptaki, rośliny. Długo i cierpliwie uczyłem się przyrody, czytałem książki przyrodnicze. Zbierałem zielniki. Kiedy się mówi tyle o człowieku, o różnie pojmowanym humanizmie – widzę urok szpaka, wilgi, dzikiego królika, szorstkowłosego wyżła. Juliusz Słowacki w znanej strofie z Beniowskiego pisze, że Bóg jest Bogiem rozhukanych koni, a nie pełzających stworzeń; sadzę, że jest także Bogiem chrząszczy, mrówek, biedronek i szczypawek. Czy takie widzenie przyrody nie uczy nas pokory? Przecież to samo światło pada na ludzi, i na koniki polne, i na świerszcze (…).
Chociaż jednak ksiądz Jan nie wprowadza hierarchii ważności ani nie wyróżnia specjalnie żadnego „składnika różnorodności biologicznej”, to jednak ze wszystkich Bożych stworzeń miał słabość największą do biedronek. W jednym ze swych wierszy prosi, by nazywać go „Janem od Biedronki” i takie określenie przylgnęło do poety, a rozkochane w Jego wierszach dzieci zasypywały mieszkanie księdza najprzeróżniejszymi maskotkami i wizerunkami chrząszczyka w kropki. Można powiedzieć: biedronka - śmieszny, najzabawniejszy z polskich chrząszczy, a zarazem tak pożyteczny…
Poza bardzo wnikliwym odkrywaniem bogactwa i różnorodności przyrody ksiądz Jan Twardowski odkrywa też w niej humor, uważając, że jest dziełem Boga z poczuciem humoru. Nawet święci w kontakcie z przyrodą stają się radośniejsi jak święty Franciszek, który w niebie „zdejmuje wilkowi kaganiec, żeby mógł poziewać”
Właśnie - święty Franciszek, Biedaczyna z Asyżu, wzór niedościgły jak sam skromnie pisze ksiądz Jan od Biedronki:
Święty Franciszku z Asyżu
nie umiem Cię naśladować -
nie mam za grosik świętości
nad Biblią boli mnie głowa
Ryby nie wyszły mnie słuchać -
nie umiem rozmawiać z ptakiem -
pokąsał mnie pies proboszcza
i serce mam byle jakie (…)
Wyjaśnienie skąd w tytule artykułu „pies proboszcza w tle” oraz całość tekstu w piśmie „W nurcie franciszkańskim” 20(2013) wydawanym przez Franciszkańskie Towarzystwo Naukowe w Krakowie