Myślenie ekologiczne powinno z nas czynić lepszych gospodarzy w ogrodzie Stworzenia, takie myślenie jest też szansą na to, że świat stworzony będzie nas nawracał. Staje się to możliwe, gdy przenikając Stworzenie narzędziami wiedzy, stale wiążemy się z nim emocjami zachwytu i szacunku. Biblia jest w tym pomocą – Psalmy pokazują Boga jako źródło prawa, przy czym z jednego tchnienia Bożego Ducha rodzą się razem – dane człowiekowi prawa moralne i dane materii prawa fizyczne. Bojaźń Boża to roztropny lęk, który ma strzec człowieka przed głupstwem i nieszczęściem, jakie sprowadza na niego przekroczenie jednych lub drugich praw. Uderzyły mnie w słyszanej niedawno Ewangelii słowa Jezusa o tym, że wiara, nawet tak mała jak ziarno gorczycy, zdolna jest przesadzić drzewo morwowe w środek morza. Tak właśnie ziarnko, drzewo, morze, stają się obecne w tajemnicy relacji między człowiekiem a Bogiem.
Przygotowywałem się właśnie do pisania o tym, gdy w elektronicznej poczcie dotarł do mnie list od zaprzyjaźnionego krakowskiego pisarza, Marka. A Marek jest nie tylko pisarzem, maluje także. Uderzył mnie w liście dzisiejszym od niego takie urywek:
Moje naprężone blejtramy (małe formaty z gruntem, niektóre i z podmalówką) czekają. Ale im płótno starsze, tym lepsze (do namalowania na nim), jak pouczał w książce o technologii malarskiej Władysław Lam, którego księgę o robieniu gruntów i o dobieraniu farb pochłaniałem, dwunastoletni, w olkuskie zimowe wieczory. Kiedyś, nieświadom skutków gwałtowności w tak delikatnej materii, jak sztuki piękne, postawiłem świeżo namalowany obraz olejny na kaloryferze, żeby szybciej przesechł. W nocy obudził domowników trzask. To zbyt mocno przeklejone klejem kostnym, a przy tym zbyt cienkie płótno rozpękło się od centrum na wszystkie strony. Gwiaździście.
Czyli co? Nie przyśpieszać bez potrzeby?
Ja nie wiem.
Oto opis małej katastrofy. Nie wiemy, czy naprawdę małej, jakie piękno uległo zniszczeniu. Oto opis katastrofy, która powstała skutkiem ludzkiego błędu – braku wiedzy, braku szacunku dla praw fizyki. Zróbmy dwa milowe kroki naprzód od tego gwiaździście rozdartego obrazu. Pomyślmy sobie – i to będzie krok pierwszy - o tym, jak starą, powszechną i codzienną ludzką rzeczywistością jest błąd, pomyłka, wybranie złej drogi. Pomyślmy sobie i to będzie krok drugi – jak starą, powszechną i codzienną rzeczywistością materii jest mające kształt błędu – marnotrawstwo, gubienie ścieżek rozwoju, produkowanie form skazanych na klęskę w wyścigu przetrwania. Materia wydaje się działać z precyzją zegarmistrza na poziomie kosmosu i na poziomie mechaniki mikroświata, atomów, cząstek elementarnych, a na najbliższym człowiekowi i jego doświadczeniu poziomie przyrody, jej życia. okazuje się błądząca, nieskuteczna.
Ile ziarenek, ile sadzonek musi zmarnieć nim wyrośnie potężne drzewo, ile zniesionej przez samicę łososia ikry nigdy nie wyda zdolnych do wędrówki dorosłych osobników? Ile wędrownych ptaków pada w drodze ofiarą drapieżników i myśliwych, jak wielkie szkody w stadach jeleni i saren czyni byle ostrzejsza zima. Spójrzmy na to wszystko i porównajmy ze stratami w naszym życiu, z niedokończonymi pracami, z źle ulokowanymi pieniędzmi, z pomyłkami w wyborze drogi wykształcenia. Zerwane narzeczeństwa, głupie romanse, przedwczesne rozstania, niewierność powołaniu, nieoddane książki, ciasto z zakalcem, urywająca się półka. To różni się od błędów natury tylko udziałem naszej świadomości, sądem naszego sumienia. Dobro, jakie Bóg pozwala nam czasem czynić, mądrość, jakiej udziela nam Duch, to wszystko musi wzrastać na glebie naszych grzechów, głupstw, błędów, na próchnicy zmarnowanych dobrych chęci. Wiemy, co jest złe, wiemy czego unikać, choć nie zawsze wiemy jak działać roztropnie i skutecznie. Dlatego nie wolno nam akceptować zła i błędu, ale też nie wolno się załamywać klęskami, stratami, trafianiem kulą w płot. Jak w przypowieści ewangelicznej – pszenica wzrasta i kąkol obok niej.
W chwili, kiedy to piszę, dwanaście tysięcy delegatów z całego świata radzi o ekologii na Stadionie Narodowym w Warszawie. Polskę szczyt ekologiczny kosztował sto milionów złotych z funduszu ochrony przyrody. A przecież wiemy – nie będzie wiążących decyzji w sprawie emisji dwutlenku węgla, bo takie potęgi jak Chiny, USA, Rosja i Indie za nic sobie mają takie decyzje. Wiemy, że gdyby takie decyzje jednak zapadły, byłyby dla polskiej gospodarki katastrofą, bo 90% naszej energetyki oparte jest na węglu. Boję się też, że pomimo dramatycznego apelu przedstawiciela zniszczonych tajfunem Filipin nie zostanie uchwalone powołanie światowego mechanizmu pomocy ofiarom klęsk klimatycznych – egoizm państw, interesy wielkich korporacji znowu zwyciężą ludzką solidarność. Dobre chociaż to, że doraźnie wiele państw świata i organizacji międzynarodowych spieszy z jakąś pomocą czterem milionom poszkodowanych Filipińczyków. Nie można się nieskutecznością „szczytu ekologicznego zamartwić, zasmucić do cna, załamać. Życie ponosi straty, ale trwa. Cywilizacja pędzi od pomyłki do pomyłki – bo są argumenty za tym, że ekologiczną pomyłką jest wynalazek samochodu, że duże miasta są jak nowotworowe choroby ludzkości, że nawet demokracja jest błędem, na szczęście daleko mniej szkodliwym niż wojny i totalitaryzmy. Piękne w intencjach prawa człowieka coraz częściej bywają komentowane jako „pułapka praw człowieka”, pułapka, w której ugrzęzły bogate społeczeństwa strefy euroatlantyckiej. Uczestniczymy w tym, co jest określane jako „struktury grzechu”, toniemy w chaosie łączącym strefy niedostatku z miliardami utopionymi w towarach, na które nigdy nie będzie popytu. A jednocześnie widzimy, jak w teatrze władzy i krzywdy ludzie ocalają się i wspomagają bezinteresownie, często ponosząc ofiary. Ponad egoizmy wyrasta heroizm i miłosierdzie. Na wiatrołomach kiełkują młode drzewa. Siły życia i moc prawych sumień współdziałają, bo pochodzą z tego samego Źródła.
Piotr Wojciechowski