Bardzo lubię tradycyjną doktrynę (sięgającą św. Augustyna), która głosi, że Bóg istnieje w wieczności, tzn. w wiecznym teraz, poza czasem. Jeżeli tak, to w Jego oczach ewolucja nie układa się w łańcuch kolejnych zdarzeń, błądzących po nieokreślonej przestrzeni, lecz stanowi całość daną w jednym oglądzie, jeden obraz.

Z ks. prof. Michałem Hellerem rozmawia Marek Zając

 

MAREK ZAJĄC: - Czy teoria ewolucji, również w ujęciu neodarwinizmu, jest prawdziwa?

KS. MICHAŁ HELLER: - Ludzie często pytają, czy ewolucja jest faktem, czy teorią. Otóż w języku potocznym “fakt” i “teoria” znaczą coś zupełnie innego niż w nauce. Fakt wiąże się z czymś, co można zmierzyć, stwierdzić doświadczeniem, np. gdy działamy na gen substancją chemiczną i zachodzi mutacja, wówczas mamy do czynienia z faktem. Z kolei tworzenie teorii - zbioru rozmaitych faktów, hipotez i praw przyrody, logicznie powiązanych w jedną strukturę - stanowi główny cel działalności naukowej. Ogłoszenie nowej teorii jest marzeniem każdego badacza, czymś w najwyższym stopniu nobilitującym; np. Albert Einstein opracował teorię względności. Ciekawe, że w fizyce mamy kilka fundamentalnych teorii: mechanikę klasyczną, teorię względności, mechanikę kwantową, teorie pól kwantowych i inne, w biologii zaś - generalnie rzecz biorąc - tylko dwie, ściśle ze sobą powiązane: teorię ewolucji i genetykę. Teoria ewolucji nie ma konkurentów; wszelkie inne kontrpropozycje uważamy za nienaukowe. Dlatego - uwzględniając wszystkie zastrzeżenia, jakie uczyniłby filozof nauki odnośnie pojęcia prawdy, która w nauce nigdy nie jest ostateczna i zawsze podlega weryfikacji - musimy powiedzieć, że teoria ewolucji jest po prostu prawdziwa.

- Ksiądz Profesor bada przede wszystkim kosmos, a nie pochodzenie gatunków.

- Ale podstawą teorii ewolucji są prawa fizyki, bo gdyby prawa fizyki były inne, niż są, ewolucja biologiczna albo w ogóle by się nie dokonała, albo przebiegałaby zupełnie inaczej. Wszystkie nauki przyrodnicze, nie tylko biologia, postrzegają świat ewolucyjnie. Ewolucja biologiczna jest tylko dalszym ciągiem ewolucji kosmicznej. Dziś istnieje już dość dobrze opracowana teoria powstawania i kompleksyfikacji struktur - niekoniecznie żywych - we wszechświecie. Zanim powstała pierwsza komórka, musiały powstać galaktyki, gwiazdy i planety.

Z kolei na tych planetach musiały zaistnieć odpowiednie warunki termiczne, chemiczne itd. Żeby powstał człowiek, potrzebne były pierwiastki chemiczne, głównie związki węgla. Przeważająca ilość wodoru i helu powstała w ciągu pierwszych trzech minut po Wielkim Wybuchu. Jądra innych pierwiastków chemicznych powstały we wnętrzach gwiazd, gdzie zachodziły odpowiednie reakcje jądrowe: hel i wodór przepalały się na cięższe pierwiastki. Potem gwiazda, kończąc cykl rozwojowy, wybuchała jako nowa lub supernowa, z rozsianych w przestrzeni produktów jej rozpadu rodziły się następne gwiazdy, w których dokonywały się procesy prowadzące do powstawania coraz cięższych jąder atomowych.

Okazuje się, że węgiel mógł powstać dopiero w trzecim lub czwartym pokoleniu gwiazd. Dopiero wówczas mogła zawiązać się chemia organiczna, czyli chemia związków węgla. Pierwiastki chemiczne, z których zbudowane są nasze komórki i tkanki, znajdowały się kiedyś we wnętrzu Słońca i innych gwiazd. Dlatego ewolucja w sensie biologicznym jest - jak powiedziałem - dalszym ciągiem wielkiego procesu kosmicznego. Zresztą proces ewolucji wcale się nie zakończył: nasze Słońce ma za sobą pięć miliardów lat istnienia i następne pięć miliardów lat życia przed sobą. Przed ewolucją przyszłość jest ciągle otwarta.

Oczywiście, można tych odkryć nauki nie uznawać, jak można wierzyć w sztuczki Harry’ego Pottera. Ale jeżeli ktoś głosi, że Kościół sprzeciwia się teorii ewolucji, kompromituje się w oczach uczonych i wielu myślącym ludziom zamyka drogę do religii. Następnym krokiem, po odrzuceniu teorii ewolucji, powinno być zakwestionowanie ewolucji kosmosu (bo obie stanowią jedność). A więc może cofnięcie się do twierdzenia, że świat został stworzony cztery tysiące lat temu...


- Jak rozumieć kluczowe dla artykułu kard. Schönborna zdanie: "Teoria ewolucji w sensie wspólnego pochodzenia mogłaby być prawdziwa, natomiast w sensie neodarwinizmu - nieukierunkowanego, niezaplanowanego procesu losowej zmienności i doboru naturalnego - nie jest prawdziwa"?

- To, co kardynał nazywa neodarwinizmem, odnosi się do fundamentalnego dla nauki stwierdzenia, że za mechanizm ewolucji odpowiedzialne są “konieczność i przypadek”. Wyraz “konieczność” jest tu skrótem myślowym dla działania prawa przyrody (chodzi oczywiście o konieczność w sensie fizycznym, nie metafizycznym). Jednak aby toczyła się historia świata, potrzeba jeszcze tzw. warunków początkowych lub brzegowych, wyznaczanych - z punktu widzenia praw - przez zdarzenia przypadkowe. Załóżmy, że rzucam kamieniem. Tor lecącego ciała wyznacza prawo ruchu Newtona, ale samo prawo nie określa kierunku i prędkości lotu. Zależą one od ruchu ręki, który - powtórzmy: z perspektywy nauki - jest wydarzeniem przypadkowym.

- Jak zdefiniować wydarzenie przypadkowe?

- To dość złożony problem, także filozoficzny. Dla celów naszej dyskusji wystarczy, jeśli za przypadkowe uznamy takie zdarzenia, do których opisu potrzebny jest rachunek prawdopodobieństwa. Nie tylko narodziny życia, ale również wiele szczegółów budowy naszego organizmu (np. kształt nosa) są wynikiem współdziałania praw przyrody i przypadku. Gdyby badacz twierdził coś innego, wykroczyłby poza granice naukowej metody. Jeżeli jednak na ten sam proces patrzy teolog, ze swojego punktu widzenia ma prawo powiedzieć, że to Bóg - stwarzając świat - określił strategię wkomponowywania przypadków w działanie praw przyrody. Oczywiście Stwórca mógł wykorzystać ewolucję do urzeczywistniania swoich celów. Teolog ma prawo powiedzieć, że Bóg działa w kosmicznym procesie ewolucji. Co dla nauk przyrodniczych jest ślepym przypadkiem, dla teologii może być celowym działaniem Boga.

Bardzo lubię tradycyjną doktrynę (sięgającą św. Augustyna), która głosi, że Bóg istnieje w wieczności, tzn. w wiecznym teraz, poza czasem. Jeżeli tak, to w Jego oczach ewolucja nie układa się w łańcuch kolejnych zdarzeń, błądzących po nieokreślonej przestrzeni, lecz stanowi całość daną w jednym oglądzie, jeden obraz. To nie zmienia jednak faktu, że utrzymywanie, iż katolikowi nie wolno akceptować teorii ewolucji, bo ta tłumaczy powstawanie człowieka przypadkiem, jest nieuzasadnione. To są dwie różne perspektywy - perspektywy nauki i wiary.

- Tyle że nauka i wiara nieraz popadały w konflikt.

- W konstytucji “Gaudium et spes” Sobór Watykański II wyraźnie potwierdził autonomię nauki. To znaczy, że nauka ma się rządzić własnymi prawami, a Kościołowi nie wolno w nią ingerować. Po prostu Kościół nie jest instytucją powołaną do oceny prawdziwości czy trafności teorii naukowych. To prawda, że taka świadomość nie zawsze dominowała w Kościele. Uczyliśmy się na błędach, niewątpliwie lekcją pod tym względem była sprawa Galileusza. Kościół nie jest powołany do tego, by narzucać wiernym jakąś teorię naukową. Jeśli ktoś chce, może nie uznawać teorii naukowej. Każdy ma prawo do wyboru własnej drogi, nawet jeżeli ten wybór opiera się na ignorancji.

Inna sprawa, że mogą istnieć interpretacje teorii naukowych, które są sprzeczne z religią, nie tylko katolicką. Gdyby np. ktoś twierdził, że ewolucja wyklucza istnienie Boga, tym samym sprzeciwiłby się nauczaniu Kościoła, ale też - powiedzmy sobie jasno - taka interpretacja nie jest teorią naukową, wykracza daleko poza granice naukowej metody.

- Przykładem może być tu Richard Dawkins, autor "Samolubnego genu", o którym abp Józef Życiński powiedział, że "znany jest nie tyle jako biolog, ile jako prywatny przeciwnik Pana Boga".

- Miałem kiedyś okazję brać udział w dyskusji z Dawkinsem przed kamerami BBC. Po debacie powiedziałem mu, że w gruncie rzeczy dzieli nas little difference in spelling, mała różnica w pisowni. Dawkins zdziwił się, bo jeszcze przed chwilą dyskutowaliśmy dosyć ostro. Wyjaśniłem mu: każdy uczony dostrzega racjonalność u podstaw przyrody. Ale ja mówię o racjonalności przez duże “R”, a ty - przez małe. Dawkins chwilę pomyślał i powiedział: “Zapewne masz rację”.


- W przesłaniu Jana Pawła II do Papieskiej Akademii Nauk z 22 października 1996 r. padło stwierdzenie, że teoria ewolucji jest "czymś więcej niż hipotezą". Wciąż toczy się spór, co Papież miał na myśli.

- Trzeba by tu wejść w tajniki powstawania papieskich dokumentów. Z grubsza rzecz biorąc, w Rzymie ścierają się dwie opcje. Pierwsza - powiedzmy - administracyjna i druga, bardziej związana ze światem nauki. Jan Paweł II był bliski, jak chyba żaden z jego poprzedników, tej drugiej opcji.

Przed ogłoszeniem dokumentu Papież często konsultuje się z różnymi ludźmi. Końcowy wynik bywa niekiedy efektem kompromisu. Sformułowanie “więcej niż hipoteza” jest niewątpliwie krokiem naprzód w porównaniu z poprzednimi wypowiedziami papieży na ten temat, np. z encykliką “Humani generis” Piusa XII.

- To jednak nie jest równoznaczne z przyznaniem przez Kościół darwinizmowi statusu teorii w sensie naukowym.

- Jeszcze raz pragnę mocno podkreślić, że Kościół nie jest powołany do “przyznawania” doktrynom statusu naukowej teorii. Słowo “hipoteza” tłumaczyłbym w tym przypadku nieświadomością ludzi odpowiedzialnych za ostateczną redakcję dokumentu, czym jest teoria naukowa. Przecież - jak mówiłem - teoria obejmuje szereg hipotez.

- Kard. Schönborn uznał wspomniany dokument Jana Pawła II za "raczej nieważny i nieistotny".

- Szkoda, że nie możemy już spytać Papieża, co sam sądzi na ten temat. Z tego, co wiem, a na tematy naukowe miałem przyjemność rozmawiać z Janem Pawłem II wiele razy, Papież uważał tamtą wypowiedź za ważną. Uroczyście wygłosił przesłanie podczas audiencji dla Akademików, potem tekst wydrukowano w aktach Akademii. Jej członkowie, a warto dodać, że jedna trzecia z nich to laureaci Nagrody Nobla, bardzo poważnie potraktowali słowa Papieża.

- Metropolita Wiednia uważa, że celem jego artykułu była obrona rozumu i racjonalności.

- Nauka jest działaniem par excellence racjonalnym. Jeżeli ktoś stawia się w opozycji do nauki, nie broni racjonalności. Na przełomie VI i V wieku przed Chrystusem na wybrzeżach Morza Śródziemnego kilku odważnych Greków dokonało przełomowego dla ludzkości odkrycia: uznali, że przekonań nie wystarczy mieć, należy je także uzasadniać. Konsekwencją ich odkrycia było powstanie filozofii i nauk. Tu stajemy wobec fundamentalnej kwestii: jeżeli wszystko mamy uzasadniać, jak w takim razie uzasadnić to, że przekonania trzeba uzasadniać? Oczywiście każda próba takiego uzasadnienia zakładałaby to, co trzeba uzasadnić. Byłaby więc błędnym kołem. Racjonalność jest po prostu wyborem, wyborem wielkiej wartości. A zatem wyborem w pewnym sensie moralnym. Każde badanie naukowe jest niejako ponowieniem tego wyboru.

- Czy wypowiedź kard. Schönborna może zaszkodzić Papieskiej Akademii Nauk?

- Nie zaszkodzi. Kardynał nie zasiada przecież w Akademii i swoją wypowiedzią nie obciąża jej konta. Niektórzy członkowie mogą się poczuć zgorszeni i na znak protestu mogliby np. złożyć dymisję. Wątpię jednak, czy to uczynią: są bowiem rozsądni i wiedzą, że kard. Schönborn wyraził prywatne poglądy, a nie stanowisko Kościoła.

Ks. prof. Michał Heller jest profesorem Wydziału Filozoficznego PAT w Krakowie, pracownikiem Obserwatorium Watykańskiego i członkiem Papieskiej Akademii Nauk. Jest autorem wielu książek oraz prac naukowych z zakresu kosmologii, podstaw fizyki i filozofii przyrody. Zajmuje się również relacjami między teologią a naukami, a także popularyzacją nauki i filozofii.

 

http://tygodnik.onet.pl/1546,1238284,dzial.html