ZNAK o micie przeludnienia „Miesięcznik ZNAK” (1/2013) wziął pod lupę problem przyrostu naturalnego i... mitu przeludnienia. Autorzy zastanawiają się czy jest nas za dużo. Ile nas być powinno? Czy liczba ludności rzeczywiście stanowi problem? A może paradoksalnie pomóc może… wzrost demograficzny. Warto sięgnąć do tematu miesiąca styczniowego numeru MZ oraz artykułów Sz. Szczęcha i M. Zdanowskiej.

Redaktor naczelna miesięcznika, Dominika Kozłowska zauważa we wstępie, że statystyka jest współcześnie podstawowym narzędziem analizy obecnych trendów demograficznych i kierunków, w jakich zmierzają społeczeństwa. Jak zaznacza, w rozmaitych debatach o przyroście naturalnym najczęściej splatają się dwie główne kwestie, tzn. „tak jest” i „tak być powinno”, które jednak odwołują się do różnych płaszczyzn myślenia (tj. poziomu faktów i poziomu wartości). Czy obecne perspektywy oparte głównie na naukach szczegółowych, odwołujących się do poziomu faktów, są wystarczające w opisie złożonych wyzwań i prognoz demograficznych?

Szymon Szczęch („Przyrost nienaturalny”) i Marzena Zdanowska („Kraina małych cesarzy”, „Skansen Europa”) zastanawiają się, co szacunki i dane statystyczne mówią o obecnej sytuacji na świecie. Czy realnym problemem naszej planety jest zbyt duża ilość ludzi? Dodajmy, takie głosy często wysuwają niektórzy ekolodzy i zwolennicy radykalnych rozwiązań globalnych problemów. Z drugiej strony słyszymy zewsząd głosy tych, którzy z obawą spoglądają na trend spadkowy w demografii starego kontynentu. „Lęki związane z demografią przyjmują wiele form – od zbyt niskich składek ubezpieczenia społecznego w Polsce, po brak dostępu do podstawowych zasobów, takich jak woda. Tylko, czy te problemy można rozwiązać określoną liczbą dzieci? Jaka liczba ludności zapewni nam szczęście” – pyta autor artykułu („Przyrost nienaturalny”, s.10-15), Sz. Szczęch. Jak zaznacza, przeludnienie ma charakter względny i nie zależy od ilości ludzi, ale „od tego, w jakim stosunku pozostaje ona do pojemności planety (…) i zakresu możliwości produkcyjnych żywności”. Autor konkluduje, że obecne prognozy na temat przyrostu naturalnego nie uwzględniają faktu, że globalny przyrost ludności wyhamowuje, pomimo, że ludzi wciąż jeszcze przybywa na świecie. Co w takim razie niepokoi w dzisiejszych trendach rozwojowych i demograficznych? „Nie potrzebujemy  równowagi, potrzebujemy sprawiedliwości i solidarności. Dziś mamy nie zbyt wielu ludzi, tylko zbyt wielu rozpasanych konsumentów. Jeżeli trzeba ograniczyć liczebność, to tych ostatnich, a nie pierwszych. Nawet galopujący przyrost naturalny nie jest bowiem tak groźny jak <<nie-naturalny>> przyrost eksploatujących środowisko <<na krechę>>.

Z kolei Marzena Zdanowska w rozmowie z prof. Bogdanem Góralczykiem („Kraina małych cesarzy”, s. 26-29) dyskutuje na temat chińskiej polityki planowania rodziny. Na czym polegają przyjęte w Państwie Środka rozwiązania? Jakie są rzeczywiste skutki chińskiego eksperymentu, tj. społeczne, demograficzne i gospodarcze? Prof. Góralczyk politolog i sinolog pytany o relacje społeczne w Chinach, zauważa, jak bardzo hedonistycznym społeczeństwem staje się współczesne chińskie społeczeństwo. „Dzieci urodzone w tym okresie, zwane pokoleniem jedynaków lub „małych cesarzy”, były rozpieszczane , głaskane, ochraniane przez swoje coraz bogatsze rodziny (…). To pokolenie jednego dziecka jest niezdolne do pracy w grupie”. I dodaje: „Odbudowywanie jakiegoś sytemu wartości to największe wyzwanie stojące dziś przed Chinami. Państwo, które nie ma ukształtowanego systemu wartości, nigdy nie będzie supermocarstwem”.

Mit przeludnienia?Mit przeludnienia, temat miesiąca w styczniowym numerze "Miesięcznika ZNAK". (fot. FLICKR/CC/James Cridland).

M. Zdanowska: SKANSEN „EUROPA” [fragment artykułu]

Gdyby udało się osiągnąć w Polsce wyższą dzietność, nie trzeba byłoby zastanawiać się nad rozwiązywaniem problemów związanych z niską liczebnością kolejnych pokoleń. A jeśli się to nie uda? Nawet w państwach bogatych, które oferują rozmaite formy pomocy rodzinie, nie zawsze wynik tych działań pokrywa się z oczekiwaniami

[…]

W poszukiwaniu potencjału

Największym problemem krajów borykających się dziś z niską dzietnością, takich jak Polska, nie jest wcale potrzeba tworzenia od podstaw rozwiązań systemowych – istnieją już różne (choć nigdy idealne) modele stymulowania zmian demograficznych. Jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że wiele państw przed nami zdążyło wypróbować rozmaite rozwiązania i możemy uczyć się na ich błędach i sukcesach. Wyzwaniem o wiele większym jest znalezienie źródła finansowania takich inwestycji. Podniesienie wieku emerytalnego w Polsce było działaniem nastawionym w większym stopniu na oszczędności (w założeniu – dłużej opłacane składki i krócej pobierane świadczenia), niż na wypracowanie rozwiązań problemów, które pojawią się w przyszłości, co pokazuje, że w myśleniu o społeczeństwie jutra ręce wiążą nam głównie finanse.

Ale czy najlepszym wyjściem w obliczu demograficznej pułapki są skrupulatne obliczenia prowadzące do wniosku, że nas na zmiany nie stać? Jeśli wbrew przeciwnościom nie podejmiemy działań, które doprowadzą nas albo do wyjścia z roli skansenu albo do opracowania mądrego planu jego funkcjonowania, wtedy staniemy się skansenem, który nie ma prawa funkcjonować. Komentatorzy kreślą czarne scenariusze. Jednym z bardziej prawdopodobnych jest starzenie się społeczeństwa, zwiększanie liczby osób uprawnionych do pobierania świadczeń, rosnące podatki – mające ratować niewydolny system emerytalny – spadające na barki młodego, dobrze wykształconego pokolenia, dla którego nie będzie żadnym problemem odnalezienie się za granicą. Może to doprowadzić do jeszcze większej niż dziś fali emigracji, jeszcze mniejszych wpływów z podatków, jeszcze większych problemów z wypłacaniem świadczeń.

Czy możliwa jest jakakolwiek alternatywa dla takiego scenariusza, jeśli weźmie się pod uwagę realne ograniczenia finansowe naszego państwa? Jej tworzenie wymaga na pewno pewnej dozy kreatywności i wrażliwości na potencjał, jaki drzemie w każdej sytuacji. Nie twierdzę, że rozwiązania są na wyciągnięcie ręki, ale jest kilka obszarów, o których należałoby myśleć pod tym właśnie kątem…

[...]

Całość artykułu dostępna jest w papierowym wydaniu styczniowego numeru „Miesięcznika ZNAK” oraz częściowo, na stronie internetowej MZ;

http://www.miesiecznik.znak.com.pl/Tekst/pokaz/8878
http://www.miesiecznik.znak.com.pl/Tekst/pokaz/8878
http://www.miesiecznik.znak.com.pl/Tekst/pokaz/8894 

 

KJ/REFA