• Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Woda płynie inaczej niż oliwa, rtęć płynie jeszcze inaczej, wulkaniczna lawa ma swój sposób płynięcia. Fizycy zajmujący się przepływem płynów, ich lepkością, formowaniem się kropel w różnych warunkach, w różnych ośrodkach, zasadniczo dzielą formy płynięcia na spokojne – czyli laminarne, i na burzliwe, czyli turbulentne. Przepływ turbulentny to nieciągłości, wiry, czasem bryzgi. Krew, nasza krew, ma swój osobliwy sposób płynięcia. Dotknij przegubu ręki, wyczuj puls. Krew płynąc odmierza pewien rytm uderzeń związany z pracą serca.

Kiedy spoglądamy na świat wyżej zorganizowanych zwierząt, widzimy, jak ważna w rozwoju ruchliwości i sprawności jest symetria. Dwoje oczu, dwoje skrzydeł, dwoje czułków. Ryby i owady, ptaki i gady. Jak się jest symetrycznym, łatwiej gonić i łatwiej uciekać. Łatwiej żerować, rozmnażać się, trwać jako gatunek. Symetria jest asymetrią podszyta – piłkę chwytamy w obie ręce, na spotkanie przyjaciela wyciągamy prawicę. Serce jest jedno, po lewej. Wątroba po prawej. Ta fizyczna, widzialna strona życia ma swój odpowiednik w przestrzeni życia duchowego, w przestrzeni myśli, moralności, kultury.

Piszę tu w felietonach ekologicznych o środowisku naturalnym człowieka – o tym, z czym od zawsze spotykała się jego dusza i jego ciało. Piszę o darach wody, powietrza i ziemi, o tym, jak dzielimy się tymi darami ze światem zwierząt i roślin. Piszę o pięknie zawartym w przestrzeniach kosmosu i w krajobrazach świata, objawiającym się w kwitnącej akacji, galopie źrebaka, krysztale kwarcu, śpiewie słowika. Piszę o formach naszego spotkania ze światem, o wędrowaniu i kontemplacji, o jedzeniu i budowaniu, o samotności wobec przyrody i o wspólnotowej odpowiedzialności za naturę.

Kiedy opowiadałem Jędrkowi o tym locie, dostał takiego ataku śmiechu, że natychmiast mu się pogorszyło – miał płuco przebite ostrzem czekana podczas upadku w lawinie. Wyrzucono mnie z sali chorych.

Góral miał prawo ogrodzić drutem swoje pastwisko. Ja sam przez wiele sezonów łatałem ogrodzenie wokół goszczącej nas chatki moich przyjaciół nad jeziorem na Kaszubach. Rok po roku to było wspaniałe urozmaicenie – wiosłowanie nie bez celu, ale aby na wodzie, pod wodą, w szuwarach znaleźć deski, kołki, żerdzie. Potem wkopywało się belki w ziemię, naciągało druty, zbijało furtkę. Starczało na rok. A na tych deskach, które zostały, moja żona malowała obrazy.

Kiedyś pisałem o tym, że ulegam pokusie. Tak, uległem, pojechałem i pełną mam teraz głowę wrażeń, oczy zauroczone krajobrazami Pogórza Strzyżowskiego, dolin Wisłoki i Wisłoka. Cztery dni cudnej pogody wśród wzgórz ubierających się już w złoto, w towarzystwie starych przyjaciół i nowych, jakże wartych poznania znajomych. Pretekstem i to niebagatelnym było Międzynarodowe Sympozjum dla naukowców troszczących się o to, aby nie wyginęły rzadkie gatunki nietoperzy, ptaków, owadów zamieszkujących stare dzwonnice, kościoły i cerkwie. Trzeba dbać o ocalenie tych budowli, ale konserwacje i remonty muszą być przeprowadzane tak, aby sowy miały gdzie nocować, a gacki gdzie zimować. Mój krótki tekst o świętym Franciszku z Asyżu i ewangelicznych korzeniach troski o środowisko był dobrze przyjęty, a wszystko, co działo się potem, było lawiną zachwycających nagród.

Please publish modules in offcanvas position.