Cała rzeczywistość jest wielkim śladem Boga

Ks. Prof. Michał Heller o ewolucji i relacji religia – nauka

W Średniowieczu Kościół był jedynym mecenasem nauki, w tym nauk przyrodniczych. Zresztą nie było ścisłego rozgraniczenia zagadnień filozoficznych i przyrodniczych. W czasach nowożytnych ta funkcja wyślizgnęła się z Kościołowi z ręki. Z jednej strony dobrze się stało, z drugiej źle. Może dobrze, gdyż badanie przyrody nie jest zadaniem Kościoła, a z drugiej strony, stracił on kontakt z jednym z najbardziej żywotnych włókien ogólnoświatowej kultury. Pod tym względem powinno się więcej zrobić w Kościele, niż się działa. W ostatnich dziesiątkach lat jest pod tym względem lepiej. Wpływ na to miał też pozytywizm, który odpowiada za budowanie bariery między nauką a religią. Złożyło się na to także wiele innych rozmaitych przyczyn. Trzeba wspomnieć o dużych zasługach naszego papieża Jana Pawła II na rzecz budowania relacji między nauką i religią. Papież Polak dobrze rozumiał ducha nauk.

Bardzo lubię tradycyjną doktrynę (sięgającą św. Augustyna), która głosi, że Bóg istnieje w wieczności, tzn. w wiecznym teraz, poza czasem. Jeżeli tak, to w Jego oczach ewolucja nie układa się w łańcuch kolejnych zdarzeń, błądzących po nieokreślonej przestrzeni, lecz stanowi całość daną w jednym oglądzie, jeden obraz.

Z ks. prof. Michałem Hellerem rozmawia Marek Zając

Stanowisko Rady Naukowej Konferencji Episkopatu Polski wobec ewolucji

1. Zagadnienie ewolucji staje się dzisiaj na nowo przedmiotem sporów i dyskusji. Z jednej strony pewne środowiska ateistyczne usiłują zastępować chrześcijańską naukę o stworzeniu ideologicznym, materialistycznym ewolucjonizmem. Działania te mają niezwykle szeroki zasięg: od głoszenia „przypadku” jako źródła wszystkiego, co istnieje, przez przyjęcie „ślepych sił natury” (dobór naturalny, konkurencja, tzw. teoria „samolubnego genu”), jako wyłącznych sił sprawczych w procesach ewolucyjnych, aż po neoliberalną gospodarkę bezlitosnej konkurencji i eliminacji słabszych oraz programy wychowawcze usuwające Boga ze sfery życia człowieka i wiążące nas wyłącznie ze światem natury. Po drugiej stronie stoją przedstawiciele fideistycznego kreacjonizmu, którzy interpretują dosłownie biblijne opowiadanie o stworzeniu świata. Ustalają oni wiek ziemi na kilka tysięcy lat oraz uznają istnienie jedynie tej liczby gatunków, które zostały powołane do życia na początku i nie ulegają żadnym zmianom ewolucyjnym. Na tej podstawie kwestionują nauczanie o ewolucji w szkole. Jest rzeczą oczywistą, że zastąpienie wiary w Stwórcę materialistycznym ewolucjonizmem jest dla chrześcijanina nie do przyjęcia. Ale także fundamentalistyczny kreacjonizm nie jest zgodny z nauką katolicką.

Od czasów św. Augustyna istniała w Kościele tradycja, która pozytywnie oceniała możliwość pogodzenia myśli chrześcijańskiej z ewolucyjną wizją przyrody. W XIX wieku, bezpośrednio po śmierci Darwina, wielu teologów łączyło wiarę w Boga z ewolucjonizmem. Twierdzili, że Bóg objawia Swą moc stwórczą w ewolucyjnych przemianach; nie ma mowy o konflikcie między Księgą Przyrody i Księgą Pisma, jeżeli tylko poprawnie rozumie się różnice języków, w jakich napisano obie Księgi.

Relacja nauka-wiara. Nowe ujęcie dawnego problemu to hasło 55. Tygodnia Filozoficznego jaki odbył się na KUL w 2013 r. oraz tytuł monografii zbierającej i systematyzującej wygłoszone referaty. Wśród jej autorów jest o. Stanisław Jaromi prezentujący opracowanie pt. „Józef Życiński i herezja inteligentnego projektu”. Jego artykuł jest próbą dyskusji z niektórymi publikacjami ewolucyjnymi i antyewolucyjnymi jakie ukazały się w ostatnich latach. W centrum uwagi jest negatywny lub pozytywny stosunek do współczesnej wersji teorii inteligentnego projektu oraz tezy na te tematy głoszone przez Życińskiego oraz w kontrze do jego poglądów.